O szczęściu do potęgi i świętym czasie "nicnierobienia" z Dorotą Dolibóg, żoną i mamą siedmiorga dzieci, rozmawia Aleksandra Pietryga.
Co jest wartością dużej rodziny?
Ludzie mówią nam: „Ale u was musi być radośnie na wigilii!”. A u nas tak jest codziennie. To jest plus dużej rodziny. Rodzice na całym świecie, patrząc na swoje dziecko, odczuwają szczęście i dumę, prawda? My tę radość mamy do potęgi! A nasze dzieci w najbliższym otoczeniu mają tyle osób do kochania.
A nie jesteś zmęczona? Kiedyś widziałam, jak przysypiasz w kościele...
(śmiech) Często mi się to zdarza, bo jestem śpiochem. Mam dużą pomoc w domu. To też jest walor wielodzietnej rodziny. Każdy ma swoje obowiązki, dostosowane do wieku, z których musi się wywiązywać. Starsze dzieci chętnie opiekują się młodszym rodzeństwem i naprawdę robią to bez specjalnego przymusu z naszej strony. Zresztą wiedzą, że jeśli wspólnie weźmiemy się do roboty, w mig skończymy, mama nie będzie wykończona i szybciej pozwolimy sobie na „święty czas nicnierobienia”, jak nazywamy bycie razem i odpoczywanie.
Dzieci nie bywają zazdrosne o siebie nawzajem?
Zawsze, kiedy pojawiało się młodsze dziecko, bardzo pilnowaliśmy się, żeby starsze nie czuły się odsunięte. Staraliśmy się więcej czasu im poświęcać. Nie trąbić nieustannie, jaki słodki jest noworodek. Kiedy urodził się nasz najmłodszy syn Adaś, akurat weszło becikowe. Postanowiliśmy za te pieniądze kupić wymarzony skuter dla starszych synów. To tak, jakby młodszy brat przyniósł ze sobą prezent. I to jaki odlotowy! (śmiech) Zdarza się, że gdy któreś dziecko dostaje na przykład nowe buty, innemu trochę żal. Rozmawiamy z nim wtedy: „Pokaż swoje buty. O, zobacz, są jeszcze dobre. Ale wydaje nam się, że potrzebujesz nowe dżinsy. Co o tym myślisz?”. I tak jest dobrze.
Zostaliście uhonorowani przez prezydenta Polski Złotym Krzyżem Zasługi. Byliście zaskoczeni?
Nawet zbuntowani. Zostaliśmy nominowani bez naszej wiedzy i dowiedzieliśmy się o tym, kiedy wszystko już było ustalone. Myśleliśmy: „Po co ten medal?”. Nie jedziemy po niego do Warszawy! Pojechaliśmy dla dzieci. Przy niechęci dzisiejszego świata do wielodzietności pewnie nieraz przyjdzie im doświadczyć przykrości, kpiny czy braku zrozumienia ze strony innych. Jeśli to odznaczenie może w jakiś sposób ich dowartościować, to niech tak będzie.
Ostracyzm działa w obie strony. Sama czasem wśród wielodzietnych rodzin czuję się osądzana...
Bo masz dwoje dzieci? Nigdy nie patrzę na inne matki według tych kategorii. Różne są dary i łaski, różne też powołania. Czuję się bardzo szczęśliwa w mojej rodzinie i nie wyobrażam sobie, że mogłabym spełniać się w innej roli. Ale mam świadomość, że Pan Bóg każdego prowadzi jego własną drogą. I nie mnie to oceniać.