Strzyże wszędzie – na przystanku, w autobusie, w pociągu, bo wyczarowywanie fryzur to jej pasja.
Nie potrzebuję do pracy specjalnych warunków, narzędzia mam zawsze ze sobą. Najszczęśliwsza jestem, jak mogę ostrzyc bezdomnego albo kogoś w potrzebie – przyznaje Maria Gilewicz. Pochodzi z niewielkiej wsi Kózki, w zawodzie pracuje 45. rok. Jej zakład fryzjerski w Kędzierzynie-Koźlu istnieje już od 25 lat. Pomaga jej tam siedem fryzjerek, stażystka i dwie uczennice, pracując na zaledwie 37 mkw. Na drzwiach napis „Fryzjer męski”, jednak wśród klientów nie brakuje pań. Przychodzą panowie o srebrnych włosach, w sile wieku, młodzieńcy i kilkuletni, proszący o wycięcie nad uchem siatki Spidermana prócz wyrównania grzywki. Każdy witany z uśmiechem, na dzieci czekają cukierki.
I ona, i jej pracownice mają już stałych klientów, którzy czekają na „swoją” fryzjerkę. – Już od lat tu przychodzę, pani Marysia wie, jaką fryzurę lubię i jak mnie obciąć na sucho, żeby włosy się układały – przyznaje klientka, pani Jolanta.
To sztuka, nie zawód
Dla Marii Gilewicz fryzjerstwo to nie tylko praca. To prawdziwa pasja. Kiedy widzi osobę wymagającą interwencji grzebienia i nożyczek, zdarza jej się podejść i zaproponować darmowe strzyżenie. Przemiana wyglądu klienta sprawia jej autentyczną frajdę. – Często strzygę biednych czy bezdomnych, ale nie robię tego „z łaski”. Cieszę się, że robię coś dobrego, ale też mam satysfakcję, widząc, że ktoś się czuje zadbany, przystojniejszy w nowej fryzurze – podkreśla fryzjerka. Porównuje swoją pracę do rzeźbiarza, który patrząc na głaz albo pień drzewa, już widzi w nim piękne kształty, które trzeba tylko wyłuskać z niekształtnej masy. – Jedni rzeźbią w kamieniu, inni w drewnie, a my we włosach – mawia do swoich uczennic. – To też jest sztuka, bo każda głowa jest inna, różne są włosy i różne oczekiwania klientów. A jeśli chodzi o miejsca, gdzie zdarzyło jej się robić fryzury, opowiada, jak to na trasie z Kędzierzyna do Racławic Śl. zdążyła ostrzyc kiedyś ośmioro dzieci; innym razem urzędniczka zapamiętała ją, widząc, jak strzyże bezdomnego na murku. Do dziś mieszkańcy Trawników pamiętają, jak czekając na przystanku PKS-u, zawołała jadącego z pola traktorzystę, który jakby dawno fryzjera nie widział… Gdy podjechał autobus, kierowca poczekał chwilę, śmiejąc się, bo traktor pykał na poboczu, a ona właśnie kończyła dzieło. Wcześniej jedna z kobiet w rozmowie z nią żałowała, że męża rolnika nie ma w domu, bo nazajutrz idą na pogrzeb. Czy to był on – nie wie do dziś.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |