Na poddaszu trzyma szczątki dwóch amerykańskich myśliwców Airacobra, szturmowca Henschel Hs129, Petlakowa, Lisunowa spod Chrzelic i pilotowanej przez Rosjan amerykańskiej Dakoty.
Gospodarz żywo opowiada o historii znalezisk, wskazując je wiekową szablą. – Jako dziecko nie wierzyłem, że tu mógł spaść jakiś samolot. Dziś wiem, że jest ich tutaj co najmniej kilkaset. Moja pasja zrodziła się na początku lat 90. ubiegłego wieku, gdy jako młody chłopak zacząłem szukać wraków, dowiadywać się od dziadka, znajomych o miejscach katastrof. Do dziś to odskocznia od zwykłego życia, coś, co daje masę energii – przyznaje Piotr Witek.
O tym, jakie historyczne skarby skrywa to poddasze, nie wiedzą często nawet okoliczni mieszkańcy. Świetnie zorientowani są za to pasjonaci z Polski, Czech czy Niemiec, wymieniający się na forach internetowych informacjami o wrakach. Goszczą tu Niemcy, byli także Amerykanie poszukujący zaginionych załóg. Zbiory mają głównie wartość historyczno-sentymentalną, większość nie jest zabytkiem. Nie stwarzają też zagrożenia, choć gospodarz wspomina wizytę policjantów, zaalarmowanych tym, że przechowuje jakieś materiały wybuchowe.
Domknięte historie
Spośród 24 samolotów, których elementy można oglądać w Izbie, historia ośmiu jest niemal w całości wyjaśniona. Przy reszcie jest jeszcze sporo znaków zapytania. – Tak było z Messerschmittem Bf 109 G-14. To pierwszy samolot, który mam na zdjęciach w miejscu, gdzie się rozbił. Kilka lat temu znajomy znalazł tam dwie aluminiowe klapki i zadzwonił do mnie. Pojechałem, ale nie znaleźliśmy już nic więcej. Rozpoznałem, że to klapki z messerschmitta i tyle. Jakiś czas później dotarłem do mapy z tym właśnie obszarem, a potem do archiwalnego zdjęcia, na którym widać wrak, a w tle pobliski lasek. Jestem pewien, że znalezione klapki pochodzą z tej maszyny, bo widoczny na nich kamuflaż pasuje do numeru samolotu – relacjonuje kolekcjoner.
Z czasem z raportów wyłoniła się cała historia. Rosyjskie źródła opisywały, że 27 stycznia 1945 r. cztery Aircobry wyleciały w rejon Dąbrowy–Polskiej Nowej Wsi, atakując tam m.in. dwie furmanki i ok. 20 żołnierzy. W trakcie akcji zostały zaatakowane przez dwa Messerschmitty. Wywiązała się walka, w wyniku której jednemu z Rosjan udało się zestrzelić niemiecką maszynę. Niemiecka strona podaje, że 27 stycznia z lotniska w Wierzbiu na patrol na południe od Opola wystartowały dwa Messerschmitty i że w wyniku walki został zestrzelony podoficer Willi Smelka z pułku JG 52, lecący białą „10”.
– Ten właśnie numer widnieje na samolocie na zdjęciu. Pilot figuruje jako zaginiony, ale na pewno nie przeżył. Widać po uszkodzeniu maszyny, że pocisk z kobry trafił w kabinę i w niej eksplodował. Pewnie miejscowi go pochowali gdzieś w pobliżu. I tak zamknęła się jedna historia. Samolot został rozebrany i trafił do huty, zostały po nim jedynie te klapki i zdjęcia – opowiada Piotr Witek.
Porażka niemieckiego asa
Jednym z cennych łupów jest Messerschmitt 109 G-10 U4. – Dotarłem do naocznego świadka jego katastrofy w pobliżu wsi Włostowa. Wówczas miał on ok. 7 lat i pamięta że niemiecki pilot się uratował, skacząc na spadochronie pod lasem. Był w szoku, że metalowy samolot może się tak palić, bał się, że maszyna uderzy w ich dom. Udało mi się odnaleźć dokumentację tego samolotu, czyli tabliczki znamionowe z numerami płatowca, silnika i wprowadzonych zmian. Pilotem tej maszyny okazał się Ginter Capito – wspomina Piotr Witek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |