– Nie jestem osobą, która otrzymała drugie życie, bo nie umarłam i nie zmartwychwstałam. To jest ciągle moje życie, tyle że z ogromnym bagażem doświadczeń. Dzięki dawcy i jego rodzinie otrzymałam nowe serce, które pozwala mi żyć i pomagać innym – mówi Adriana Szklarz.
Gorzowianka, matka, kreatorka, coach. Pomysłodawczyni i organizatorka „Ogólnopolskiego Marszu Nordic Walking im. prof. Zbigniewa Religi – Popieram Transplantację!” oraz akcji „Transplant OK! Nordic Walking on Bornholm”. Adriana Szklarz – kobieta z męskim sercem.
Przez wiele lat pracowała w mediach, w korporacji. Jej życie skupione było głównie na pracy zawodowej i rozwoju osobistym, aż do momentu, kiedy została mamą Maćka – jej największego skarbu. Po narodzinach syna trochę zwolniła i przez pół roku cieszyła się macierzyństwem. Wtedy dowiedziała się, że jest poważnie chora.
Dlaczego ja?
Zaczęło się od kaszlu i duszności. Świeżo upieczona mama myślała, że te dolegliwości i ogólne osłabienie spowodowane są ciążą, porodem i zwykłym przeziębieniem. Po dokładniejszych badaniach okazało się jednak, że ma poważną wadę serca. Stwierdzono kardiomiopatię rozstrzeniową, czyli chorobę mięśnia sercowego prowadzącą do zmniejszania jego kurczliwości, niekorzystnego powiększenia komór i w konsekwencji rozwoju początkowo lewokomorowej, a następnie obukomorowej niewydolności serca. Jedynym ratunkiem dla 29-letniej wtedy kobiety okazał się przeszczep serca. Rozłąka z dzieckiem, przytłaczająca liczba badań i postawiona przez lekarzy diagnoza miały ogromny wpływ na psychikę pacjentki.
– Zaczęło mnie dręczyć pytanie: „Dlaczego ja?”. Przy tym pytaniu ulewały się moje łzy o smaku rozpaczy i tęsknoty za synem. Brakowało mi bycia przy nim, kołysania go, gdy płacze, i obserwowania pierwszych uśmiechów czy przebijających się ząbków. Miałam ogromny żal do życia – opowiada Adriana Szklarz.
Z Gorzowa trafiła do Anina pod Warszawą, gdzie pracował wtedy profesor Zbigniew Religa. Tam, po kolejnych badaniach i potwierdzeniu dramatycznej diagnozy, zapewniono ją o zakwalifikowaniu do transplantacji i umieszczeniu na liście biorców. – Z takimi wynikami prognozowano moje życie na dwa, trzy tygodnie. Nie wiem, dlaczego lekarze próbują przewidywać w ten sposób długość życia pacjenta. Szczerze mówiąc, mnie to nie pomogło, raczej wprowadziło w stan paniki, bezradności i strachu – opowiada gorzowianka. Z Anina wróciła znów do Gorzowa, gdzie miała czekać na informację z warszawskiego szpitala w sprawie przeszczepu. Telefon milczał, aż w końcu sama zadzwoniła do kliniki. Okazało się, że nie jest zapisana na żadnej liście – ani osób, które mają zostać przyjęte do szpitala, ani na liście biorców w Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnym do spraw Transplantacji „Poltransplant”.
Udała się więc do swojego kardiologa w Gorzowie, który skierował ją do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Gdy tam trafiła, kolejny raz potwierdzono diagnozę i wreszcie zakwalifikowano pacjentkę do przeszczepu oraz wpisano ją na listę biorców.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |