– Męskości trzeba się uczyć. Wzorzec metra przechowywany jest w Sèvres pod Paryżem. Skoro to Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę, to On także ma najlepszą receptę, jak zrealizować naszą męskość – mówi Waldemar z bractwa.
Sztafeta pokoleń
Paweł był ministrantem. Chodził na pielgrzymki. To tam właśnie, przez ks. Krzysztofa, złapał kontakt z bractwem. Mimo młodego wieku, sprawuje kierownicze stanowisko w jednej z firm działających na terenie gdańskiego portu. Widać, że jest samodzielny i zdyscyplinowany. Jak mówi, dyscypliny nauczył się, służąc jako ministrant. Nie porzucił swojej parafii nawet wówczas, gdy rodzice przeprowadzili się z Gdańska do Banina. Od IV klasy podstawówki dojeżdżał co niedzielę do swojego dawnego kościoła. Tak było do końca studiów.
Jego ojciec prowadził firmę. Jednak różnice w postrzeganiu jej przyszłości spowodowały, że poszedł na swoje. Zarabiał połowę mniej, ale czuł się niezależny. Był też doskonale zapowiadającym się zawodnikiem rugby. Trenował w gdańskiej Lechii. Swoją żonę poznał na pielgrzymce do Częstochowy. Mimo że zawsze był związany z Kościołem, twierdzi, że dopiero bractwo dało mu możliwość pełnego rozwoju.
– Ta wspólnota jest mi potrzebna do tego, by móc normalnie funkcjonować. Zdziwiło mnie to, że na tych spotkaniach faceci czytają Pismo Święte. Wiedziałem wprawdzie, gdzie ono leży u mnie w domu. Ale nikt po nie nie sięgał – mówi zamyślony. Wspólnota daje mu też możliwość nadrobienia tego, co było jego głodem w młodzieńczym wieku. – Miałem z ojcem raczej rzadki kontakt. Pracował. Zapewniał nam byt materialny. Pytał, co u mnie, ale zawsze miałem głód lepszego kontaktu. Mój ojciec jest w wieku Waldemara – dodaje.
I kapłan, i przyjaciel
Andrzej wychował się w Gdyni. Jest synem stoczniowca. Także pochodził z religijnego domu. Mówi, że jego duchowość ukształtowało trzech kapłanów. Najważniejszy był ten, który przyjął go do grona ministrantów. – Był wspaniałym człowiekiem. Naprawdę pokazywał nam Chrystusa – wspomina Andrzej. Wraz z kolegami stworzyli wspaniałą paczkę. Pewnego dnia dowiedzieli się, że ich ksiądz porzucił sutannę. Nie oceniali go. Nie potępiali. Postanowili, że w każdy Wielki Czwartek będą ofiarowywać Komunię św. w jego intencji. Mimo upływu kilkudziesięciu lat, trwają w swoim postanowieniu.
Później był udział we Wspólnocie „Wiara i Światło”. Na jednym z obozów poznał swoją żonę. – Pamiętam, stałem właśnie w oknie. Zobaczyłem ją. Ziemia zadrżała, niebo rozbłysło. Powiedziałem do kolegi: „Zobacz. To będzie moja żona, matka moich dzieci” – opowiada. Osiem lat później stanęli przed ołtarzem. A ksiądz zaczął kazanie od słów: „No, nareszcie”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |