Gdy serce przestaje na chwilę bić, nie oznacza to, że miłość się wypala. Wręcz przeciwnie. Czasem wzrasta i wzrasta. Mimo łez…
Oddać Kubę?
Wtedy zaczęli przekonywać ludzie dobrzy, którzy wiedzą, co dla Agnieszki, Kuby i dzieci najlepsze: „Jemu trzeba ośrodka. Oddaj go, bo się wykończysz”. I takie tam. – Ja też, po zapoznaniu się z sytuacją rodziny, delikatnie spytałam, czy nie lepiej byłoby Kubie w specjalistycznym ośrodku. Agnieszka z mocą odpowiedziała mi: „Jakub się mną opiekował. To ja mam teraz go oddać? Nikt nie zapewni mu lepszych warunków niż my, w domu”. I widzę, że ma rację.
– Gdyby mi go zabrali, to byłaby prawdziwa tragedia – mówi Agnieszka. Wcale nie płacze. Oni sobie radzą. Pędu nadaje życiu codzienna krzątanina. Tu szkoła, tu przewinąć Kubę, tu obiad zrobić, tu przypilnować lekcji, tu posprzątać. A Kuba – wśród domowego zgiełku – jest stymulowany i naturalnie pobudzany do pokonywania tego jego mózgowego niedotlenienia. – Olcia każe ojcu rysować albo piłkę łapać. A uparta taka, że jej słucha jak najlepszego rehabilitanta. Maks w tym czasie obiera ziemniaki. A potem jemy. W końcu – aniołki robimy.
– Aniołki?
– Ano tak. Fundacja „Forani” przywozi takie malutkie, do zmontowania. I montujemy w wolnej chwili. Dzieciaki to uwielbiają. Uspokajają się i wyciszają. Anielska robota to anielska robota – mówi Agnieszka nieco angelologicznie, pokazując maleńkie aniołki przyczepione do bransoletki. Dochód ze sprzedaży zasila konto fundacji. Skromnie, bo skromnie, ale konkretnie. Dzięki aniołkom jest choćby ten remont.
Remont, na który złożyła się też praca wielu wolontariuszy, przyjaciół, no i sporo wyproszonych materiałów, mebelków, lamp od jednej z firm. Szkoda tylko, że jeszcze nie dało się wyprosić nowego łóżka elektrycznego dla Kuby. Bo tamto się zepsuło. Zresztą i tak było wypożyczone…
I trzeba jeszcze stanąć na głowie, żeby Kuby głowa mogła być regularnie przewietrzana. Na spacerach. Teraz, bez windy między piątym a szóstym piętrem, to niemożliwe. – Ja bym chciała brać go na spacery regularnie… On ma coś w tej głowie. Lekarze nie wiedzą dokładnie co. Ale przecież coraz bardziej się rozwija. Zaczyna coś kojarzyć, reagować. Mózg powoli się budzi. Przyjechał do domu jak wrzeszcząca roślinka. Teraz z miesiąca na miesiąc jest lepiej. Więc jak będzie mógł wychodzić na podwórko, to na pewno zacznie lepiej funkcjonować.
Ponosi ich…
W ciągu roku szkolnego dzieci do domu przyprowadzają koleżanki i kolegów. Jest radość i normalność. – Idziemy na zakupy. Kupujemy skromnie. Czasem tylko dzieci pytają: „Mamuniu, może nas dziś trochę ponieść?”. No to ponosi nas na chipsy czy słodki napój. Zwykle kupujemy najpotrzebniejsze rzeczy. Bo trzeba jakoś wiązać koniec z końcem…
– W tej rodzinie jest… czysta, prawdziwa miłość. Taka prosta, bez gadania – mówi Iwona Lis. – Dzieci są radosne, mimo tego, co je spotkało. Agnieszka cudownie je wychowała…
Czy dociera do dzieci, że tata może być już zawsze taki? Uśmiechnięty, leżący. Obecny i… nieobecny? – Chyba nie. Nie wiem, co będzie dalej. Czasem pytam, czasem się ciut buntuję. Ale... razem sobie poradzimy – Agnieszka mówi cicho, a ostatnie dwie łzy (lekkiego lęku o przyszłość) nieśmiało skrzą się w kącikach oczu. – Dużo rozmawiam z dziećmi. One wiedzą, że razem jesteśmy silni. I zrobimy wszystko, by tacie pomóc.
Kot Czesław wskoczył na łóżko Kuby. Zamachał ogonem. Kuba pozdrowił go po swojemu, zamachał rękami. Gdyby miał akurat kotleta w ręku, pewnie by się z kotem podzielił. Jak to zwykle robi.
– Ostatnio przeżyłam coś wspaniałego. Kuba głośno i wyraźnie nagle powiedział do mnie: „Agnieszka, kocham cię”. Pierwszy raz od wypadku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |