Największe marzenia? Żeby dzieci wyrosły na mądrych ludzi. I własny kąt bez grzyba.
Dlatego siostry antonianki starają się i siłę, i kobiecą mądrość, i matczyne możliwości z każdej z dziewcząt wydobyć. Odkryć. Rzadko jest to proste, bo dziewczyny często pochodzą z trudnych środowisk, rozbitych rodzin, część ma jedynie podstawowe wykształcenie – lub nawet nie. Ale przez 25 lat wypracowały takie rozwiązania, które stwarzają szanse na nowe życie. I nowe spojrzenie na kobiecość, macierzyństwo i przyszłość. – Dziewczyny muszą uczestniczyć w różnego rodzaju warsztatach. Część na początku nie rozumie ich sensu. Wcześniej nic nie musiały, część żyła bez jakichkolwiek obowiązków, bez ram – mówi s. Magdalena. – Więc organizujemy m.in. warsztaty, na których dziewczyny uczą się wielu umiejętności, zaczynają myśleć, analizować, przebudowywać swoje wnętrze. To taki początek, ale konieczny, by zaczęły godnie przeżywać swoje macierzyństwo i wyszły na prostą.
Młode matki mają również zajęcia z terapeutkami, psychologiem, pracownikiem socjalnym. Są też pod stałą opieką położnej, pani Anny Krawczyk, która pracuje w domu od samego początku. Czasem bardziej jako... wychowawca niż jako położna. – Zaczęło się od pieszej pielgrzymki. Jeden z księży przewodników powiedział mi, że powstaje dom samotnej matki i potrzebują położnej. Ja byłam po szkole położniczej i chciałam pomagać kobietom w trudnych sytuacjach życiowych. Zgłosiłam i jestem już tyle lat... – wspomina pani Anna. – Wtedy nie mieliśmy w zasadzie żadnych wzorców, uczyliśmy się każdego dnia, miesiąca, roku coraz więcej. Wypracowywaliśmy metody działania, metody docierania do dziewcząt, efektywnej pomocy.
W ciągu ćwierćwiecza przekrój społeczny dziewczyn czy nawet dojrzałych samotnych matek bardzo się zmienił. – Kiedyś nasze podopieczne miały zwykle jakąś szkołę, pracę, umiały uprasować, uprać. Pojedynczo zdarzały się młode mamy, które trzeba było uczyć prostych spraw, takich jak higiena, jakaś dyscyplina codziennego życia – opowiada pani Anna. – Kiedyś przychodziły do nas np. studentki, bo urodzenie nieślubnego dziecka było źle przyjmowane przez środowisko i rodzinę. Zwykle gdy dziewczyna urodziła, miała gdzie wrócić, a rodzina jej pomagała. Obecnie większość naszych mam to dziewczęta ze środowisk trudnych. Żeby mogły sobie poradzić w przyszłości, musimy je nauczyć niemal wszystkiego: tego, że trzeba rano wstać, umyć się, zjeść śniadanie, zaopiekować się właściwie maluszkiem. Bardzo niewiele samotnych matek ma wsparcie w bliskich...
Pani Anna nie ukrywa, że podziwia siostry antonianki: – Do pracy non stop z dziewczynami potrzeba nie tylko pasji, ale też misji i powołania. Bo nieraz opadają nam ręce, szczególnie gdy młoda mama zawodzi i nas, i swoje dziecko. Alkohol, dopalacze nie są części z nich obce... A siostry mają w sobie wielką siłę i walczą. Ciężką pracą i modlitwą wyprowadzają je z tego... labiryntu trudnego dzieciństwa, pijaństwa rodziców czy przemocy.
Matka z córką...
– Przez 25 lat pracy udało się pomóc 1300 kobietom i ponad 2500 dzieciom – mówi s. Klara. – Losy wielu z nich to gotowe historie na książkę. Może ktoś w końcu ją napisze? – śmieje się antonianka.
Jedną z bohaterek książki byłaby z pewnością Ewelina. Niedawno skończyła 18 lat, jej córeczka Bianka ma ponad dwa latka. Ewelina została w DSM umieszczona przez sąd, bo była nieletnia. – Moja mama i rodzeństwo sami mieszkają w maleńkim mieszkaniu, a najmłodszy brat jest niepełnosprawny, ma porażenie mózgowe. Kochamy się, ale nie mogłam z nimi dłużej mieszkać. Szczególnie że mój były partner, ojciec Bianki, znęcał się nade mną fizycznie i psychicznie, nachodził całą rodzinę. Interweniować musiała policja.
Ewelina jest konkretna, wylicza po kolei swoje życiowe biedy i błędy. Ale i radości. – Tu mieszka nam się dobrze. Bianka jest taka kochana, mądra i śliczna – pokazuje ciemnowłosą pulchną dziewczynkę, która nurkuje w zabawkach w poszukiwaniu zaginionej lalki. – Jestem na dobrej drodze do usamodzielnienia. Córeczkę kocham ponad życie i nie wyobrażam sobie, żeby mogło jej nie być na świecie. Gdy zaszłam w ciążę, usłyszałam od znajomych nawet jakąś „dobrą radę” na temat aborcji. Moja mama mówi, że „dziecko na świat się nie prosiło”, więc jeśli się pojawiło, trzeba mu dać wszystko, co najlepsze, i kochać. I ma rację. Marzę o zwyczajnym życiu, pracy. I żeby Bianka studia skończyła.
Ewelina uczy się w liceum. Eksternistycznie. – Wiadomo, zawaliłam sporo. Ale nie poddaję się i powoli chcę zaliczać kolejne przedmioty, kolejne lata. Muszę dać radę, bo bez wykształcenia niewiele zdziałam. Gdy tu przyszłam, byłam przerażoną, niepewną siebie dziewczynką. Teraz staję się kobietą i coraz dojrzalszą matką. Dam radę. Dla siebie, ale przede wszystkim dla Bianki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |