Weź się starzej razem ze mną

O dzbanie ognia nad głową, kryzysie i nowych pocałunkach opowiadają Barbara i Mirosław Kańtorowie.

Barbara Gruszka-Zych: Jesteście 34 lata po ślubie. Po takim czasie gdzie czujecie się najlepiej – w kościele, w kuchni czy w łóżku?

Barbara Kańtor: Odważne pytanie… (śmiech) Od czterech miesięcy chyba coraz lepiej w łóżku. Choć, oczywiście, zawsze na pierwszym miejscu jest Kościół.

Mirosław Kańtor: Do kościoła staramy się chodzić jak najczęściej. A w łóżku wreszcie żeśmy się odnaleźli.

To znaczy, że przedtem spaliście na dwóch brzegach łóżka?

B.K.: Muszę przyznać, że kiedy do niego wchodziliśmy, to mnie najczęściej głowa bolała.

Ale mimo Twojej bolącej głowy poczęliście czwórkę dzieci.

B.K.: Bo początki były inne, ale potem, jak już przyszło trzecie dziecko, zaczęliśmy bardziej uważać. Cały czas stosowaliśmy metodę naturalną, jednak przy trójce maluchów to nie było takie łatwe. Jeszcze trudniej było, kiedy urodziło się czwarte – Zuzia. Ja wtedy Mirka trochę przetrzymywałam…

M.K.: Mnie się wydawało, że już jest dzień niepłodny, a Basia mówiła, że jeszcze trzeba poczekać. „Jak to czekać?” – niecierpliwiłem się. Przecież z obliczeń matematycznych wynika, że już jest.

B.K.: Po tylu latach Mirek się do tego przyzwyczaił.

M.K.: Przyzwyczaiłem się, żeby starać się o panią żonkę. Od czasu do czasu cieszyliśmy się wspólnymi chwilami, ale potem przyszedł kryzys przekwitania. Znów mieliśmy postój, czekając, aż się te wszystkie sprawy hormonalne unormują. To też było dla mnie bolesne doświadczenie.

B.K.: Zawsze okazywaliśmy sobie czułość, ale o współżyciu wtedy zapomnieliśmy.

M.K.: Ten czas minął, a żona dalej trzymała się swoich przyzwyczajeń. „Czego ty chcesz? Ja bym w ogóle ten rozdział życia zamknęła” – powiedziała mi kiedyś.

B.K.: To było w żartach. (śmiech)

Czym wtedy wypełnialiście sobie czas?

M.K.: Przede wszystkim pracą. Mamy czwórkę dorosłych dzieci, ale w naszym przypadku sprawdziło się powiedzenie: „Małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot”. Muszę przyznać, że zwłaszcza Basia jest stale do ich dyspozycji. Kiedy ja odbieram telefon, proszą: „Tato, daj mi mamę”.

B.K.: Odkąd zostałam wicedyrektorem, mam trzy razy więcej pracy niż jako nauczyciel. Przez ostatni rok zabierałam mnóstwo papierkowej roboty do domu i siedziałam nad nią do późna w nocy.

M.K.: Ja także zajmowałem się swoimi sprawami, bo pracuję na dwóch etatach.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg