O grzechu zaniedbania, pracy barmanki i łzach na Barbórkę z Joanną Bartel rozmawia ks. Roman Chromy.
Obserwuje Pani świat i ludzi?
– Powiem bez przechwalania: jestem chyba mądrą dziołchą (gwar. dziewczyna, kobieta) i dużo widzę! W oku mam aparat fotograficzny. To zostało mi po ASP. Ale także gram, śpiewam i tańczę. To, co widzę, muszę ludziom przetworzyć na zrozumiały język. Ponieważ nie mam rodziny, to mam czas dla siebie i innych. Swoje 106 kg żywej baby staram się włożyć w ciało spotkanego człowieka, w jego głowę, aby zrozumieć to, jak wygląda świat z jego punktu widzenia. Ta sztuka pozwala mi rozmawiać z ludzi prostymi, ale też i z wykształconymi.
Jakie są nasze czasy?
– Jestem bardzo szczęśliwa, że jest tak, a nie inaczej. Widzę światełko nadziei – idziemy małymi krokami do przodu. Przede wszystkim żyjemy w czasach pokoju. Ciszę się ze wzajemnych spotkań polityków różnych krajów, że żyje jeszcze moja mama, którą mogę „stroić” i spełniać jej marzenia. Wierzę, że praca, którą wykonuję, jest nie tylko moim źródłem dochodu, ale także daje radość innym.
Z humorem podchodzi Pani do urody i kobiecych wdzięków. Co powiedziałaby Pani naszym Czytelniczkom?
– (Śmiech)Zadaje mi ksiądz strasznie trudne pytania. Słyszę od innych, że wielu kobietom pomogłam. Przykładowo, kiedyś na granicy celniczka mi powiedziała: „Pani Asiu, my się wszystkie tutaj strzyżemy »na Andzię«, bo Pani wylansowała w »Świętej wojnie« ładną fryzurę”. Hm… gdyby ona wiedziała, że ja sama się strzygę i nie narobię sobie schodków wcale. Inne panie mi mówią: „Ty w swoim wyglądzie jesteś taka kobieca, więc przestałyśmy się odchudzać”. Pan Bóg nie dał mi za dużo urody, ale mam w sobie bardzo dużo wdzięku.
Jest Pani lubianą osobą?
– Tak to czuję. Przyciągam innych do siebie i już są w moim wojsku! Chociaż mieszkam na prowincji, to telefony wciąż dzwonią z propozycjami występów i tak mam chleb codzienny.
Czytałem, że dużo rozmawia Pani z Bogiem.
– Wiem, że Bóg jest zawsze przy mnie. Uważam, że cały czas mnie pilnuje. Choć mieszkając za granicą, dostałam od życia kopniaka, to jednak po pięćdziesiątce wróciłam do zawodu w swoim ukochanym kraju. Jak ksiądz myśli? Kto za tym stoi? Kiedy z tatą było źle, a moja mama była jakby przy nim „uwięziona”, nie wiedziałam jak z Nim rozmawiać. Poprosiłam o radę starszą koleżankę. Odpowiedziała mi tak: „Pan Bóg będzie wiedział, co ma zrobić. Módl się tylko o dobrą przemianę”.
*** Tekst pochodzi z katowickiego GN
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |