Nie bądź perfekcyjna!

O tym, jak łączyć role matki i pracownika korporacji, mówi Joanna Paciorek, autorka książki „Mama w pracy”.

Agata Puścikowska: Matka czworga dzieci, aktywna również zawodowo, postanawia o swoim życiowym doświadczeniu napisać. Domyślam się, że nie miałaś komfortu „wyłączenia się” na miesiąc i spokojnej pracy. Jak powstała książka?

Joanna Paciorek: Oczywiście, nie mogłam sobie pozwolić na wyłączne skupienie się nad książką. Pisałam więc… w nocy, po odrobieniu z dziećmi lekcji, położeniu ich spać, przygotowaniu obiadu na następny dzień, posprzątaniu domu. Wtedy panował spokój pozwalający skupić się na godzinę, dwie, by zebrać myśli i spisać to, co się wydarzyło. Czasem taką chwilę udawało się znaleźć pomiędzy nastawieniem obiadu a nakryciem stołu. Pisałam na gorąco, by uchwycić szczegóły, które po czasie uleciałyby z pamięci. Trwało to kilka lat, więc książka jest w pewnym stopniu dziennikiem, a może raczej pamiętnikiem z życia matki.

Dlaczego postanowiłaś pisać?

Kilka lat temu w Fundacji Świętego Mikołaja zorganizowaliśmy kampanię pokazującą problemy mam w pracy. Z pomocą instytutu badawczego przyjrzeliśmy się tej sprawie bardzo dokładnie. Ta akcja uświadomiła mi, że prawdziwa sytuacja matek w pracy jest właściwie nieznana. Nikt nie rozumie potrzeb i pragnień kobiet. Po pierwsze, okazało się, że kobiety odkładają macierzyństwo w obawie przed utratą pracy. Po drugie, że gdy już są mamami, to wcale nie marzą o tym, aby koniecznie awansować na wysokie stanowiska, ale o pracy, która nie koliduje z macierzyństwem. Wbrew utartym stereotypom kobiety wcale też nie pragną wracać do pracy od razu po porodzie i dziecko oddać do żłobka. Zdecydowana większość kobiet deklarowała, że chciałaby zostać z dzieckiem w domu przez parę lat. Jednak nie wszystkim to się udawało, wiele kobiet wraca do pracy zawodowej wcześniej, niż by chciało. I to nie pragnienie kariery, ale sytuacja finansowa rodziny zmusza nas, by wrócić do pracy szybciej. Tamte badania, ale też rozmowy z koleżankami, znajomymi, młodymi matkami pozwoliły mi spojrzeć szerzej na współczesne kobiety. Owszem, praca jest dla nich ważna. Niemniej od kariery dużo ważniejsza jest dla wielu z nich rodzina, dzieci.

I o tym właśnie piszesz…

Owszem, piszę o wyborach, codzienności, ale nie z perspektywy socjologów, ale z punktu widzenia zwykłej mamy czworga dzieci. Do samego pisania namówił mnie kolega z pracy, Mateusz Matyszkowicz. Widział, jak biegam pomiędzy pracą, domem i Fundacją, którą wtedy jeszcze po godzinach prowadziliśmy razem z Dariuszem Karłowiczem. I nie wyglądałam na nieszczęśliwą, wręcz przeciwnie. (śmiech) Mateusz przekonał mnie, że to warto opowiedzieć, że to jest prawdziwe życie. Życie piękne, trudne, zwykłe jednocześnie i w zasadzie przez nikogo nie opowiadane. Mimo że przecież wiele kobiet żyje w ten sposób.

Codzienność matki Polki pracującej zawodowo to… kopalnia tematów.

To prawda. Tematy, które podejmuję, pochodzą z codzienności, zwykłego życia. W książce opisane są prawdziwe sytuacje, rozmowy, myśli, zdarzenia. Słyszę, że siła tej książki tkwi w tym, że jest bardzo autentyczna, bez instagramowych filtrów, bez koloryzowania. Opisuję zwyczajne życie. Jest tu wiele zwykłych sytuacji – codzienna gonitwa do pracy i z pracy, rodzinne spotkania, rozmowy przy stole, odrabianie lekcji, gotowanie, sadzenie kwiatów w ogrodzie, a do tego praca w korporacji i praca społeczna.

Są też sytuacje najtrudniejsze, jak chociażby choroba i śmierć Twojego taty…

Takie jest życie. Sytuacje trudne po prostu przychodzą i trzeba się z nimi zmierzyć. Nie unikam więc opisu wielotygodniowego pobytu w szpitalu na oddziale patologii ciąży czy tematu aborcji, który nagle zabrzmiał na korytarzu w pracy i trzeba się było z nim zmierzyć, opowiedzieć się po konkretnej stronie… Piszę też o przekazywaniu dzieciom pewnego dziedzictwa, które jest dla mnie niezwykle ważne – o postaci Jana Pawła II, o Solidarności, powstaniu warszawskim czy peregrynacji obrazu Jezusa Miłosiernego w naszej parafii. Wszystko to z perspektywy kochającej się rodziny: mamy, taty i dzieci.

Książka jest skierowana do pracodawców? By odczarować pokutujący jeszcze stereotyp, że kobieta – matka to gorszy pracownik?

Raczej do mam, babć, rodzin. Może też dla przyszłych mam, choć to może być dla nich opowieść z gatunku science fiction. (śmiech) Niektórzy mówią, że książka jest też dla ojców. Jeden pan powiedział mi, że czyta ją właśnie drugi raz. Co do pracodawców, to oczywiście warto, by znali perspektywę łączenia ról od tej drugiej strony.

Otrzymujesz już informacje zwrotne od czytelników?

Powoli spływają. Kilka dni temu dostałam wiadomość od znajomej, która jest babcią i której córka spodziewa się piątego dziecka: „Nawet nie wie pani, ile ta książka wlała pokoju i otuchy”. Pomyślałam, że dla takich słów warto było zarwać kilkadziesiąt nocy. Dzielę się różnymi swoimi historiami, bo mam poczucie, że trudności, których doświadczałam, nie są wyłącznie moimi. Także inne mamy mają podobne problemy. Wciąż zadają sobie poważne pytania: jak to wszystko pogodzić? Jak być jednocześnie dobrą mamą, żoną, córką? Jak pracować, by mieć poczucie, że dobrze robimy to, co do nas należy? I czasem po prostu: jak przetrwać i nie zwariować?

No właśnie: jak przetrwać i nie zwariować?

Chyba potrzeba dystansu. I konieczna jest świadomość, że to nie tylko mnie przytrafiają się codzienne domowe katastrofy, nie muszę być idealna, mogę pozwolić sobie na przeróżne wpadki i niedociągnięcia. Nie na wszystko mamy wpływ i łączenie macierzyństwa z pracą rzeczywiście nie jest łatwe, ale jest możliwe i może być piękne. Czasem trudno wszystko idealnie i sprawnie pogodzić, ale to nie znaczy, że się poddajemy lub jesteśmy gorsze.

A najważniejsze w tym wszystkim jest…?

To, że mogę mówić: mój dom funkcjonuje dzięki mocnej rodzinie, przywiązaniu do wartości. Najważniejsza jest miłość i to właśnie próbuję pokazać. I że każde kolejne dziecko to jest wielki dar.

Jedni mówią: „łączenie ról nie ma sensu, bo nigdy się nie udaje”, inni – że to bułka z masłem. Kto ma rację?

Łączenie ról jest wykonalne, bo przecież mnóstwo mam pracuje zawodowo. Jest tak, że generalnie chcemy pracować i rozwijać się zawodowo, tak zostałyśmy wychowane. Chcemy czuć się niezależne. Często też po prostu musimy pracować, aby budżet domowy się dopiął. Jednocześnie trzeba pamiętać, że przychodzi czas, gdy potrzebujemy zatrzymania, spełnienia się całkowicie i wyłącznie w roli mamy i żony. Chcemy być z dziećmi. Pewnie najtrudniej zachować równowagę i podjąć decyzję, by na jakiś czas przystopować. Ja po urodzeniu czwartego dziecka świadomie byłam niemal 4 lata w domu, i to był jeden z piękniejszych okresów w moim życiu. Myślę, że dzieci też to dobrze wspominają: mama wreszcie była, nie spieszyła się, nie była aż tak zmęczona. A potem z ogromną energią wróciłam do pracy zawodowej.

Co najbardziej niszczy matki?

Z pewnością nie pomaga tendencja do bycia perfekcyjną. Kobiety chcą być idealnymi mamami, żonami, mieć zadbany dom, a jednocześnie być idealne w pracy. Dlaczego tak się dzieje? Bo widzą medialne „matki idealne”, bo słyszą czasem od najbliższych o „byciu świetną matką” – więc próbują te wzorce przenieść na własne życie. I z różnym skutkiem. Tymczasem trudno to wszystko pogodzić, a przy tym mieć czas, by zadbać jeszcze o siebie. Ciągle pędzimy. Jednocześnie zdarzają się choroby, nieprzewidziane sytuacje, na które nie mamy wpływu. Jeśli nie wypracujemy własnego modelu funkcjonowania rodziny, jeśli będziemy wciąż oglądać się na innych, może być naprawdę trudno żyć we względnej harmonii.

Mój dom funkcjonuje tylko dlatego, że wieloma obowiązkami się dzielimy: dzieci pomagają we wszystkim, w sprzątaniu, gotowaniu, praniu, zakupach. Wymieniamy się z mężem: gdy on musi jechać wcześniej do pracy czy zostać dłużej, ja jadę później – i odwrotnie. Podobnie z powrotami do domu. Bardzo pomaga nam też babcia. Od 16 lat przyjeżdża do nas i jest, gdy dzieci wracają ze szkoły, gdy są chore. Mamy cudownych, życzliwych sąsiadów, też z czworgiem dzieci, z którymi od lat bardzo się wspieramy – choćby w odwożeniu dzieci do szkoły. Takie proste działania, umiejętność dawania i otrzymywania pomocy, naprawdę pomagają w codziennym życiu.

Można jednym zdaniem odpowiedzieć na pytanie: pracować zawodowo czy nie, będąc matką?

W uproszczeniu: jeśli mamy taką potrzebę i chcemy pracować, to warto się rodzinnie zorganizować i próbować. Poza tym przecież wiele kobiet nie ma wyjścia i musi pracować, by utrzymać rodzinę. Nie warto jednak dać się wpędzić w przymus pracy zawodowej, bo „tak trzeba”, bo tak robią celebrytki, kobiety „nowoczesne” etc. Prowadzenie domu, wychowywanie dzieci też jest piękne i twórcze. Jeśli więc spełniamy się w domu, a finansowo jesteśmy w stanie to udźwignąć, to dla dzieci, zwłaszcza małych, warto na chwilę się zatrzymać i pobyć z nimi. Tak po prostu, w domu. Czas biegnie bardzo szybko i tych kilka lat z perspektywy całego życia to krótka chwila.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg