Dają dom dzieciom, które go nie mają. Czasami nie przyznają się do tego, żeby ktoś nie kazał im stuknąć się w głowę albo nie powiedział, że robią to dla kasy.
W związku kryzys nie musi oznaczać rozpadu. Wiedzą o tym ci, którzy skorzystali z pomocy „Sycharu”.
Adwent to czas, w którym dziecko puka do drzwi. Różnie bywa z oczekiwaniem na nie.
Przez długie lata żyła w świecie ciszy. Niedawno przyplątał się rak. Z Bogiem zwyciężyła wszystko.
Warsztaty Terapii Zajęciowej u stóp Pienin świętowały 10-lecie istnienia. Za sprawą uczestników mają znacznie dłuższą i bogatszą historię.
Mimo apeli wciąż słychać o fałszywych krewnych, pracownikach banku, hydraulikach, a nawet kominiarzach, którzy oszukują starszych ludzi, wykorzystując ich dobroć.
Od 2002 roku pomogli blisko 300 dzieciom, stając się ich „rodzeństwem” nie na mocy więzów krwi, lecz bezinteresownej dobroci.
- Lekarka mówiła nam, że jesteśmy nieodpowiedzialni, ale my nigdy nie stawialiśmy Panu Bogu i naszym dzieciom przeszkód, chcieliśmy przyjąć każde życie. I nie żałujemy - podkreślają zgodnie Bernadetta i Potr Pikulowie.
Żeby zobaczyć jej skarby, trzeba wejść w ciasne uliczki, gdzie regały piętrzą się pod sufit jak wieżowce. W ciszy blokowisk słychać sen drzemiących opowieści.
Podejmując postanowienia na Adwent, może warto sięgnąć do fundamentu wiary, jakim jest Biblia.