Kiedy mówimy, gdzie będziemy pracować, skojarzenia są nieuniknione – żartują dwie młode dziewczyny. Zajęcie, do którego właśnie się przygotowują, w naszym regionie jest mało znane.
Znają je za to dobrze pracownicy socjalni i doceniają. Bo często to, czego nie da się załatwić zza biurka, uda się streetworkerom.
Na pierwszej linii
Docierają do „trudnych środowisk” albo narażonych na patologię: narkomanów, prostytutek, bezdomnych. Są na pierwszej linii frontu, na klatkach schodowych, piwnicach. Od trzech lat działają także na słupskich osiedlach. Realizują projekt Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, który ma wspierać dzieci i młodzież zagrożone wykluczeniem społecznym. Można ich spotkać na ulicach, w bramach, ale także w domach kultury, świetlicach, a nawet w filharmonii. Skupili się na miejscach, gdzie znajdują się lokale socjalne i skąd wywodzi się spora liczba klientów pomocy społecznej, gdzie jest duże bezrobocie, a co za tym idzie – pojawiają się problemy.
– Obejmujemy projektem wszystkie mieszkające tam dzieci. Chcemy uciec od piętnowania. Zastanawiamy się także nad tym, żeby dotrzeć na blokowiska, gdzie, choć status materialny jest wyższy, z zainteresowaniem dorosłych dziećmi jest różnie. Świat pędzi coraz szybciej, czasu – między jednym a drugim etatem – jest coraz mniej – wyjaśnia Daria Chalecka, koordynator projektu „Słupski Streetworker”. Wolontariusze zajmują się dziećmi, które nie mają pomysłu na siebie. Całymi dniami przesiadują pod blokami, wałęsają się po hipermarketach. Niektórzy popadają w konflikty z prawem. Streetworkerzy mogą pokazać, że świat nie kończy się na jednej ulicy.
Dziewczyny z ulicy
Karolina i Edyta to dwie pierwsze streetworkerki ze Słupska. Zaczynały na os. Słowińskim. Tam przepracowały prawie trzy lata, zorganizowały miniświetlicę. Teraz wchodzą w nowy rejon i nie boją się już chodzić po „swoich” ulicach. Nie oceniają, nie moralizują, nie narzucają pomocy, tylko ją proponują. Prowadzą dla dzieci zajęcia sportowe i warsztaty artystyczne, proponują wycieczki. Zachęcają do współpracy. Czasem po prostu pogadają. Dzieci przekonują się, że są ciekawsze sposoby na spędzanie wolnego czasu niż przesiadywanie pod blokiem. – Na początku trzeba wykazać się dużą sztuką mediacji. Namówienie na wyjście do filharmonii, włożenie odpowiedniego ubrania to nie jest prosta sprawa. Trzeba trochę ponegocjować, żeby chcieli skorzystać z oferty – przyznaje Karolina Zakrzewska, streetworker z najdłuższym stażem. – Ale byliśmy na kilku fajnych przedstawieniach nawet po kilka razy – zapewnia.
Edyta Paszka przyłączyła się do projektu przed dwoma laty. Skończyła filologię polską i kulturoznawstwo i przez pewien czas szukała pomysłu na siebie. Aż zobaczyła ogłoszenie o streetworkerach. – Pewnie, że początkowo były obawy. Najtrudniejszy jest pierwszy kontakt. Kiedy dzieci przywykną, idzie łatwiej. Wiedzą, że mogą nam zaufać, bo mamy dla nich ciekawe pomysły i propozycje na fajne spędzenie czasu – opowiada drobna młoda kobieta, z wyglądu – niewiele starsza od swoich podopiecznych.
Po godzinach
Najczęściej przychodzą na osiedla i rozglądają się w poszukiwaniu znajomych już dzieci, żeby zaproponować jakieś wspólne wyjście. Albo posłuchać, co sami młodzi chcieliby robić. – Czasami umawiamy się dzień wcześniej, że będziemy czekać pod sklepem o konkretnej godzinie. A oni przychodzą albo i nie. Najczęściej jednak są – opowiadają streetworkerki. Czas pracy, choć wyznaczony przez umowę na pół etatu, tak naprawdę jest nienormowany. Wyjście do kina czy teatru, wizyta w szkole, spotkanie z kuratorem, przekonywanie rodziców, żeby pozwolili dziecku na wyjazd, spotkanie ze sponsorem, bo może uda się go namówić na kilka dodatkowych biletów do kina – czasami dzień zdaje się nie mieć końca. Udostępniły też numery swoich komórek. Więc zdarza się, że telefon dzwoni „po godzinach”. I trzeba szybko znaleźć opiekę zastępczą dla 15-latka i dwulatka, bo jeden rodzic za granicą, na drugi – w izbie wytrzeźwień. Albo znaleźć nastoletnią uciekinierkę z domu, zanim dojdzie do dramatu. – Czekamy na te telefony. Bo może się okazać, że będziemy jedynym dorosłym, do którego zwrócą się w razie problemu – przyznaje Karolina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.