Kiedy mówimy, gdzie będziemy pracować, skojarzenia są nieuniknione – żartują dwie młode dziewczyny. Zajęcie, do którego właśnie się przygotowują, w naszym regionie jest mało znane.
Żeby zorganizować czas swoim podopiecznym, dziewczyny korzystają z zajęć proponowanych przez miejskie placówki albo same je przygotowują. Kontakty mają wszechstronne: od policji, straży miejskiej, szkolnych pedagogów i kuratorów po… lokalnych przedsiębiorców. Wiele placówek miejskich, ale i osób prywatnych, prowadzących zajęcia dla dzieci i młodzieży, wspiera streetworkerów. Dziewczyny robią więc przyspieszoną specjalizację nie tylko z pracy z młodzieżą, ale i z pozyskiwania funduszy.
Bardzo istotne jest „wchodzenie w środowisko”, w którym żyją takie dzieci, a to wymaga czasu. Dlatego też nie może być to jednorazowy kontakt. Wbrew sceptykom, reakcja dzieci jest bardzo pozytywna. – Niektóre dzieci wcześniej korzystały z zajęć świetlicy szkolnej, ale z nich wyleciały. Bo były niegrzeczne, rozbijały pracę reszty grupy. Nasze zadanie to także przywrócenie im zdolności do działania w grupie. Czasami to sami koledzy wywierają pozytywny wpływ na tego, który źle się zachowuje. Bo jak przeszkadzał w kinie, to cała grupa ma wstrzymane wyjścia – opowiada Karolina.
Na Lelewela już widać zmianę. – To są drobiazgi, niuanse w zachowaniu. To, co wcześniej wydawało się zabawne, teraz będzie już obciachem. Niektóre dzieci odkryły w sobie pasje i talenty i dalej chodzą na zajęcia, na które przyszły po raz pierwszy z nami – mówi Edyta.
Żeby skutecznie pomagać, muszą zdobyć zaufanie swoich podopiecznych. Według niej, najważniejsza w tej pracy jest szczerość. – Nie upodobniamy się do nich, nie przejmujemy ich stylu zachowania, jesteśmy sobą, ale bez zamykania się na ich świat. Dzieci to wyłapują – mówi. – Cały czas pracujemy na ich zaufanie. Niekiedy wystarczy chwila, żeby to zaufanie prysło, zniknęło do zera. Wtedy trzeba od początku je odbudowywać – dodaje Karolina.
Weryfikacja w terenie
Nie każdy się nadaje do takiej pracy. Na zorganizowane właśnie w Słupsku szkolenie zgłosili się głównie ludzie bardzo młodzi, bez zobowiązań. Są wykształceni, ambitni i pełni zaangażowania. Połowie chętnych do namysłu wystarczyło jednak spotkanie z Karoliną i Edytą. Siódemka, która została i przeszła przez rozmowę kwalifikacyjną z psychologiem, trenuje przed ostatecznym egzaminem… na ulicy. Z salki, gdzie przechodzą szkolenie nowi streetworkerzy, dobiegają podniesione głosy odgrywających dramy. Streetworkerki muszą zmierzyć się już nie z koleżankami, ale z potencjalnymi podopiecznymi. Nie ma taryfy ulgowej. Lecą przekleństwa. Bo to też może być codzienność streetworkera, na którą trzeba się przygotować.
– Był hardcore – śmieje się Joanna Szczepańska. Podobnie jak reszta kursantów ma za sobą doświadczenie pracy pedagogicznej. Pracowała już z dziećmi upośledzonymi umysłowo i wie, że niezależnie od środowiska dzieci zawsze zaskakują. – Mamy ogólne pojęcie, z czym przyjdzie się w pracy zmierzyć, chociaż na niespodzianki trzeba być przygotowanym – dodaje już poważnie. – Mamy świadomość, że w realnej sytuacji takiej konfrontacji nie będzie czasu na przypominanie sobie, co działo się podczas scenki czy sprawdzenie w notatkach właściwej reakcji.
Tatiana Skumiał przyznaje, że pierwsze obawy związane są z własnym bezpieczeństwem. Bo wejdą w teren, gdzie normalnie żadna z nich wieczorem by nie zajrzała. – Przeszłyśmy przez sito weryfikacyjne, wiemy, czego się spodziewać, więc to przemyślana decyzja, ale to ulica zweryfikuje, czy się do tej pracy nadajemy – mówi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |