Urodziła się w święto Aniołów Stróżów w roku 1974. Co robił jej Anioł Stróż 13 lipca 1983? Pofrunął z nią do nieba?
Cisza
Sprawcę ujęto szybko. Okazał się nim Ryszard K., żołnierz służby zasadniczej. Miał liczne zadrapania na twarzy, bo Sabinka się broniła. Był wnukiem wysoko postawionego oficera, co jest kluczowe dla dalszego biegu wydarzeń, bo sprawę ze względu na niepoczytalność sprawcy umorzyły Prokuratura Rejonowa i Wojewódzka. – W prokuraturze powiedzieli nam: buzie na kłódkę. Gdzie człowiek się ruszył, to wszyscy mieli ręce związane, mówili: nic z tym nie zrobicie – wspomina Janina Schűtz. – Lekarz z zakładu w Branicach opowiadał mi, że w ogóle tego człowieka nie badali. A ekspertyza nie mówiła, że sprawca jest niepoczytalny, tylko że zdarzają się przypadki, że po wypiciu alkoholu traci się poczytalność. I na tej podstawie prokuratura umorzyła postępowanie – mówi ks. Skomudek. Odwołanie rodziców do Prokuratury Generalnej nie dało rezultatu. Odpowiedź przyszła niezwykle szybko – po tygodniu. – Może ten człowiek był skrzywdzony przez rodziców, może, no bo jak można takie coś zrobić, przecież to było dziecko – pani Schűtz zaczyna płakać. Boję się dalej pytać. – Czy mu odpuściliśmy? Jest ciężko, ale jako katolicy to chyba powinniśmy. Ale jest ciężko. Namawiają nas, żeby sprawę rozpocząć znowu, że teraz są inne sądy. Ale kto te nerwy przeżyje? Dziecka już nam nikt nie zwróci. Na pewno byśmy wygrali sprawę, ale nie zaczniemy jeszcze raz – mówi. – To już 30 lat – dorzuca zamyślony tata.
Sen
– Śniła mi się jeden raz, dzień albo dwa po pogrzebie. Był pełny kościół ludzi i przez cały kościół ustawione jakby stoły, taki długi szpaler. Wszyscy na kogoś czekają. Ale nie wiemy, na kogo. No i wraz jakby jakiś duch czy anioł frunął przez kościół i wszyscy mówią: „Ooo, jest Sabinka!”. A ona prosto do ołtarza i wtedy się obudziłam. I więcej śników nie było – mówi Janina Schűtz.
Światło
Pogrzeb, na który przyszły tłumy, odprawiono w białych szatach ze względu na okoliczności śmierci i głęboką wiarę dziewczynki. Ks. Skomudek zapala świeczkę na stole: – To na znak, że Sabinka jest z nami – mówi do mnie. – Jak ktoś przychodzi i bardzo płacze po śmierci bliskiego, to daję książeczkę o Sabince. Już niejeden mi podziękował, że to pomogło. Czyli coś jest – mówi ciocia Bronisława. – Coś musi być. Ks. Skomudek jak budował kościół w Winowie, a miał problemy, to do Sabiny na cmentarz szedł pomodlić się. I sprawa była rozwiązana – dodaje tata. Ludzie nieznajomi do dziś, po 30 latach, zapalają światła na jej grobie, stawiają figurki. Jej ukochany kundelek Żaba też chodził na grób, aż znaleziono go tam martwego. – Ona świętą już jest, to dla mnie nie ulega wątpliwości. Ale nie chodzi o to, by rozpoczynać proces, beatyfikować ją, to są długie i trudne procedury. Umarła jako święta, jako męczenniczka w obronie swojej czystości – mówi ks. Skomudek. – Dopiero kiedy osiągniemy zbawienie, okaże się, jakie znaczenie miało nasze cierpienie na ziemi. Warto, aby Sabina była dla naszych dzieci małym drogowskazem w wędrówce do nieba – mówi Felicja Schűtz, żona Mariusza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |