Mała Krysia od Chrystusa

Dokładnie rok temu pisaliśmy o hospicjum prenatalnym powstającym w zielonogórskim szpitalu. Dziś wracamy do tematu, a konkretnie do niezwykłego świadectwa rodziców, których córka umarła, zanim zdążyła się narodzić.

– Na początku nie chciałam się zżyć z moim dzieckiem i go pokochać, bo po prostu po ludzku bałam się rozstania i straty. Na szczęście pani Basi udało się uświadomić mi, że łatwiej jest żałować kogoś, kogo się znało i kochało, niż kogoś obcego – opowiada Maria. – W naszej pamięci pozostaną też słowa dr. Labera, który pięknie powiedział: „To dziecko wam ufa”. To zdanie towarzyszyło nam przez cały okres oczekiwania na poród i śmierć naszego dziecka – dodaje. Małżonkowie zaczęli myśleć o imieniu dla swojego maleństwa. Tym bardziej że znali już jego płeć. Podczas jednego z badań okazało się, że to dziewczynka. Wybór padł na coraz rzadsze dziś imię: Krystyna. – Po pierwsze ono nam się podobało. A po drugie niezwykła jest jego etymologia, „Christinus” znaczy „chrystusowy”, czyli poświęcony Bogu. Doszliśmy do wniosku, że skoro Pan Bóg sobie ją wybrał i chce ją od razu mieć u siebie, to imię będzie jak najbardziej właściwe dla naszej córki – stwierdza Tomasz. – Zwłaszcza że św. Krystyna była dzielną kobietą. W wieku 12 lat została zamęczona przez ojca, bo nie chciała się zaprzeć chrześcijaństwa. Była rozdzierana hakami, obracana na kole, polewana wrzącym olejem, palona na wolnym ogniu, a na końcu przywiązano jej kamień do szyi i utopiono – dodaje.

Rodzice i dziecko pod opieką

Dzięki opiece i własnej otwartości młodzi rodzice coraz bardziej zbliżali się do swojego dziecka. – To było dla nas bardzo ważne, że mogliśmy utworzyć relację z naszą córką. Czas ciąży pozwolił się nam zaprzyjaźnić z Krystyną – mówi Tomasz. – Stała opieka dawała nam poczucie bezpieczeństwa. Bardzo się cieszę, że nie byliśmy traktowani gorzej niż pary, które miały zdrowe dzieci. Czuliśmy, że nie jesteśmy sami w tej sytuacji. To było niezwykle ważne, bo bardzo bałam się momentu śmierci Krysi. Nie miałam zielonego pojęcia, kiedy to nastąpi. Nie było dnia, w którym bym nie pomyślała, że to dziś – dodaje Maria. Kiedy małżonkowie dowiedzieli się, że zostało już tylko kilka tygodni do porodu, poszli do położnej Joanny Habury na przyspieszony kurs rodzenia. – Pani Asia zasugerowała, żebyśmy napisali list porodowy. Sami byśmy na to nie wpadli. To taki list do szpitala dotyczący naszych oczekiwań. Nosiliśmy go cały czas przy sobie – wyjaśniają małżonkowie.

– Napisaliśmy w nim m.in. że chcemy rodzić w jednoosobowej sali, że chcemy rodzić naturalnie, jeśli nie będzie przeciwwskazań, i poprosiliśmy też, aby dać nam wystarczającą ilość czasu i nie poganiać nas podczas pożegnania z córką po porodzie – dodają. List został przedstawiony ordynatorowi dr. Sławomirowi Gąsiorowi. – Byliśmy pod wrażeniem po spotkaniu z nim. Nasz list porodowy ordynator omówił na konsylium lekarskim, dzięki temu każdy wiedział, jaka jest nasza sytuacja – wyjaśnia mąż. Krysia urodziła się trzy tygodnie przed planowanym terminem w naturalny sposób. W trakcie porodu ważąca 1,5 kg dziewczynka zmarła. Po wyjściu ze szpitala Maria i Tomasz odebrali akt urodzenia łącznie z aktem zgonu. Potem był pogrzeb. – W pożegnaniu Krysi towarzyszył nam ks. Mariusz Dudka, który jeszcze w trakcie ciąży zaproponował nam osobistą Mszę św. z błogosławieństwem dla nas i naszego dziecka, a po śmierci podsunął pomysł Eucharystii w intencji tych osób, które były z nami w tym czasie, i w intencji nas samych – wyjaśnia Maria.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg