Wiedzą, jak to jest chodzić, jeździć na rowerze, wspinać się na drzewa. Kiedy po wypadku dotarło do nich, że to już nigdy nie będzie możliwe, świat stanął na głowie. Dziś patrzą na niego z wysokości wózka i pomagają innym.
– Dostałem się tam do zawodówki. Nie chodziło jednak tylko o skończenie jakiejś szkoły. Nauczono mnie, jak się poruszać na wózku inwalidzkim, pokonywać przeszkody, dostałem nowe poczucie własnej wartości. Wszyscy tam uprawiali jakiś sport. Pomyślałem, czemu nie ja. Zacząłem próbować różnych dyscyplin, ale kiedy dostałem do ręki łuk, poczułem, że to jest właśnie to – mówi Piotr. Dziś Piotr Sawicki jest wielokrotnym medalistą prestiżowych imprez międzynarodowych, trzykrotnym uczestnikiem igrzysk paraolimpijskich: Ateny (2004), Pekin (2008) i Londyn (2012) oraz multimedalistą mistrzostw kraju. Trenuje w Integracyjnym Centrum Sportu i Rehabilitacji Start Lublin. W ubiegłym roku w parze z Mileną Olszewską (Start Gorzów Wielkopolski) wywalczył złoty medal w mikście podczas mistrzostw świata seniorów w łucznictwie niepełnosprawnych. Impreza odbywa się w stolicy Tajlandii Bangkoku.
– Kiedyś wydawało mi się, że wypadek odebrał mi wszystko. Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że wszystko mi dał. Gdyby nie to, że jestem niepełnosprawny, może nigdy nie zostałbym sportowcem, nie zobaczył tylu miejsc na świecie, nie poznał tylu wspaniałych ludzi – zastanawia się. – Oczywiście to także pociąga za sobą wiele wysiłku i wyrzeczeń. Żaden sukces nie przychodzi sam. Trzeba ciężko pracować, a to oznacza, że cierpi życie rodzinne. Mam żonę i dwóch synów. Wiele rodzinnych chwil mnie ominęło – przyznaje. – Kiedy jadę do jakiegoś chłopaka, któremu właśnie życie się zawaliło, bo przestał chodzić, nie mówię nic poza tym, czego sam doświadczyłem, i zwyczajnie pokazuję, jak włożyć spodnie – mówi Piotr, który także angażuje się w Fundację Aktywnej Rehabilitacji.
Nowe życie
Ewa jeździ swoim samochodem. – To daje mi wolność, choć dziś już postrzeganie niepełnosprawnych jest na tyle pozytywne, że ludzie chętnie służą pomocą. Nawet gdybym chciała jechać autobusem miejskim, to chyba już w Lublinie nie znajdę takiego, do które nie mogę dostać się na wózku. Gorzej wciąż z krawężnikami, ale współczesne tzw. aktywne wózki dają sobie z nimi radę – przekonuje. – Widok dziewczyny na wózku nie budzi sensacji czy zdziwienia. To, co dziś umiem, zawdzięczam ludziom, którzy przyjechali do mnie do szpitala na swoich wózkach inwalidzkich, choć wtedy pomyślałam sobi: „Po co oni tu przyjechali?”. Tak poznałam fundację, w której dziś sama pracuję, by pomagać innym – mówi Ewa.
Nie od razu jednak wszystko się ułożyło. Trzeba zwyczajnie czasu, by sprawy poukładać, by podjąć decyzję, że zaczyna się życie od nowa. – Do dziś pamiętam, jak pierwszy raz usiadłam na wózku. To było chyba najstraszniejsze wydarzenie w moim życiu. Gorsze niż sam wypadek – wyznaje. – Na wózku trzeba się też nauczyć poruszać, bo bardzo łatwo zrobić sobie krzywdę. Ja najpierw siedziałam w domu, nie chciałam się nigdzie ruszać. To moja siostra ciągnęła mnie w różne miejsca. Miałam też kontakt z fundacją, dzięki której mogłam jeździć na różne szkolenia, obozy, poznawać ludzi w podobnej sytuacji. Dziś sama jestem instruktorem, pracuję, jestem samodzielna. Prowadzę nowe życie – dodaje Ewa.
Przez ostatnie lata obraz osoby niepełnosprawnej bardzo się zmienił. Mimo ograniczeń ludzie ci uczą się, studiują, pracują, osiągają sukcesy. Współczesna technika pomaga im zachować samodzielność i bardzo ułatwia życie. To wszystko jednak jest możliwe tylko wtedy, gdy osoba poszkodowana zgadza się, by się tego nauczyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |