O porodach, bólu i radości oraz jak rodził się Jezus w betlejemską noc z siostrą ginekolog Augustyną Milej rozmawia Joanna Bątkiewicz-Brożek.
Joanna Bątkiewicz-Brożek: Na oddziale Siostra jest w habicie czy w fartuchu?
Siostra Augustyna: W habicie i welonie! Ale na biało.
Jak pacjentki reagują na siostrę ginekolog?
Różnie. Ale gdy pierwszy raz miałam przyjść do pracy w szpitalu w Rydułtowach, ponoć panie na sali zastanawiały się, jak będę ubrana. (śmiech) I jak zobaczyły mnie w bieli, były mocno zdziwione.
A jak Siostrę traktuje środowisko lekarzy? Z przymrużeniem oka: to ta w habicie, od kościółkowej naprotechnologii?
Różnie. Moi koledzy się cieszą, że nie mam dzieci i biorę dyżury. Ale bywa, że jestem izolowana. Pamiętam, jak na jednym kursie ginekologów w hotelu dostałam dwuosobowy pokój. Czekam na współlokatorkę – myślę: nie wskakuję w piżamę, bo nie będzie widać, że zakonnica. Wreszcie wchodzi pani doktor. Zamarła z wrażenia: „Ale ja jestem niewierząca” – wykrztusiła. – „Ja jestem wierząca” – odpowiedziałam. Pani doktor pokręciła się chwilę, wzięła walizkę: „To ja idę zobaczyć do kolegi, czy tam księdza nie dostał”. Podczas posiłków widziałam zdziwienie w jej oczach, że ze mną ktokolwiek rozmawia…
Ale na samej porodówce już jest chyba inaczej…
Na sali porodowej pacjentki, nawet niewierzące, przyjmują moją obecność jak błogosławieństwo. Poza tym w takich miejscach ludzie łatwo się modlą. Być może strach dyktuje tu taką postawę – niepewność, jaki będzie finał, lęk, czy dziecko będzie zdrowe.
Siostra zakonna została ginekologiem czy na odwrót – ginekolog został zakonnicą?
Ja jestem stara zakonnica, a młody lekarz. (śmiech) Charyzmatem Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza jest opieka nad chorymi. W czasach komunistycznych zabrano nam wiele placówek. Ale jak runął mur berliński, pojawił się głosy, że zwrócą nam budynek szpitalny w Mikołowie i potrzeba będzie wyszkolonej kadry. Ówczesna matka generalna wysłała mnie na studia do Rzymu.
Tak po prostu dostała Siostra polecenie: będziesz ginekologiem.
Taki pomysł miał widać Pan Jezus. (śmiech) Gorsze było to, że nie znałam ani słowa po włosku, a studiować miałam medycynę na Uniwersytecie Sacro Cuore w Rzymie.
I co?
Tydzień płakałam, ale szybko znalazłam się w Rzymie. Mieszkałam w akademiku przy Poliklinice Gemelli. Mieliśmy fajną pakę na piętrze, 17 osób. Po 22 zwykle rozdzwaniały się telefony, bo we Włoszech o tej porze było taniej. Łapałam język, odbierając te telefony i słuchając rozmów. Ale najszybciej uczyłam się w kuchni. Niestety, jak się okazało, również zbyt kuchennego języka. (śmiech) Raz pamiętam, relacjonowałam, co ktoś chciał przekazać przez telefon. Nie będę cytować, ale wyparzyłam z takim sformułowaniem, że zapadło milczenie. Usłyszałam: „Non e da suora”, czyli „zakonnica takich słów nie używa”…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |