Budzą dzieci. Połykają śniadanie. Zaspani pakują niezbędne rzeczy do samochodu. Dopiero w drodze uprzytomniają sobie, dokąd właściwie jadą w sobotni poranek: na MiP.
Po co te żonkile?
Opiekunem duchowym rekolekcji oraz koszalińskiej części Wspólnoty Emmanuel jest ks. Grzegorz Szewczak, który służy małżonkom poprzez sprawowanie sakramentów i rozmowy duchowe. Rekolekcje prowadzą małżeństwa ze Wspólnoty Emmanuel, pomagają im inni członkowie wspólnoty. To duży wysiłek przygotować trzy tury weekendowych spotkań, ale nie wahają się, bo odkrywają w MiP-ach okazję do ewangelizacji. Konferencje są oparte na Piśmie Świętym, nauce Kościoła, przykładach świętych, ale też na przykładach z ich własnego życia. Skoro kiedyś sami zrozumieli coś tak banalnie prostego, że aż trudno to ubrać w słowa, dlaczego tym się nie podzielić? Przykład żonkili postawionych w styczniu na stole, które radują żonę, bo rozpromieniają pokój po zimie, ale przeszkadzają mężowi, bo zasłaniają telewizor, jest dobrym sposobem na pokazanie, jak bardzo kobieta i mężczyzna różnią się w postrzeganiu tej samej rzeczywistości. A i temat gender można przy okazji poruszyć.
Jednak niczego nie zaczęliby bez modlitwy. To ona jest pierwsza, nawet gdy jeszcze logistyka projektu raczkuje. Charyzmatem Wspólnoty Emmanuel jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Na niej Pan Jezus skłania ich serca ku innym ludziom. Nazywają to współodczuwaniem. Mówią potem: Jezus przekonał nas: idźcie, głoście. No i bierzemy się za MiP-y.
Głoś lub nalewaj kawę
Każde małżeństwo, które chce prowadzić rekolekcje, przechodzi najpierw roczne szkolenie. Uczy się podstaw psychologii, pisania konferencji, odpowiednich form przekazu, zasad pozytywnych przykładów. Ale może się zdarzyć, że kiedy już ukończą kurs, zostaną poproszeni o służbę w… kawiarence. – Mam radość z tego, że mogę dać cząstkę siebie innym. Oni mnie po prostu obchodzą – mówi z uśmiechem Marzena Wydra z Piły. Wraz z mężem Edwardem zajmuje się przygotowywaniem kawy i herbaty i dba o przyjemną atmosferę w kawiarence, aby małżonkowie nie odchodzili w chwilach wolnych do swoich pokojów, lecz zbierali się razem, rozmawiali, zapoznawali. Wydrowie koordynowali także dostawy ciast od członków wspólnoty z odległych miast, którzy chociaż w taki sposób mogli się włączyć we wspólne dzieło. Bo dla członków „Emmanuela” ważne jest, że działają jako wspólnota.
– Dla mnie jest ukojeniem to, że pomagam innym – próbuje jak najlepiej wyrazić swoje odczucia Edward Wydra. – Widzę, że jesteśmy z żoną przez to weselsi, spokojniejsi. I spełnieni. Ale to nie jest tak, że przyjechali tylko nalewać kawę do filiżanek. Oni również uczestniczą w rekolekcjach, chociaż nie słyszą podczas nich ani jednej konferencji. Jak? – Poprzez bycie z ludźmi, modlitwę, małą, ale wspólną małżeńską misję. To dużo daje – mówi Edward.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |