Budzą dzieci. Połykają śniadanie. Zaspani pakują niezbędne rzeczy do samochodu. Dopiero w drodze uprzytomniają sobie, dokąd właściwie jadą w sobotni poranek: na MiP.
Na miejscu szybka rejestracja, oględziny pokoju i już rozpoczyna się pierwsze spotkanie. Radosna modlitwa uwielbienia, pieśni pełne biblijnych tekstów. W końcu chwila wytchnienia – konferencja. Dziwią się, kiedy zaraz po niej organizatorzy namawiają ich na kolejny, nietypowy, punkt programu. – Proponujemy wam, byście włożyli ciepłe kurtki – mówią Małgorzata i Rafał Skorasińscy – i… poszli na randkę. Tylko ani słowa o problemach – rozmawiajcie wyłącznie o pozytywach. I nie martwcie się o dzieci – mają zapewnioną dobrą opiekę.
Naśladuje Jezusa w… bawialni
– Czasem trzeba nawet trochę przymusić rodziców, by zostawili na godzinkę dziecko w dobrych rękach i pomyśleli o sobie – mówi Karolina Granda, która podjęła się wspólnie z mężem Piotrem opieki nad dziećmi podczas rekolekcji „Miłość i prawda”, w skrócie: MiP. – Ale wiemy, jak bardzo jest im to potrzebne, dlatego nalegamy.
Karolina i Piotr zostawili kilkumiesięczną Julkę na kilka godzin pod opieką babci, wzięli ze sobą tylko trzyletniego Jasia, ale bardziej niż nim zajmują się innymi dziećmi. Karolina drepcze po bawialni, kołysząc w rytm kroków małego Kostka, który wisi na jej plecach, umocowany w chuście. Jego rodzice spacerują po okolicy, trzymając się za ręce. Anna Kaczmarek nie ma własnych dzieci, bo jest osobą konsekrowaną. To jednak nie przeszkadza jej przyjeżdżać co miesiąc z Poznania, by zajmować się nie swoją gromadką. – To jest dla mnie konkretny sposób naśladowania Pana Jezusa – mówi. – Zajmując się tymi maluchami, przyczyniam się do wzrostu konkretnej rodziny. Czyż nie o to chodzi w Kościele? Rodzice Kostka, Joanna i Adam Telatnikowie z Koszalina, są zadowoleni, że zdecydowali się poświęcić weekend na rekolekcje. – Potrzebowaliśmy tego. Szczególnie ujmuje nas to, że zaopiekowano się tu naszą trójką dzieci, bo dzięki temu możemy poświęcić czas sobie nawzajem – cieszą się małżonkowie.
Wsłuchani i dyskretni
Organizatorzy zauważają, że nie tylko głoszone treści, ale już sama decyzja małżonków, by razem wybrać się na dwudniowe rekolekcje, procentuje dobrem. Taki jest wymóg – w MiP-ach mogą wziąć udział tylko oboje małżonkowie, nie tylko ze względu na randkę, na którą nie da się pójść w pojedynkę. Również konferencji należy słuchać razem, trwać ramię w ramię przed Najświętszym Sakramentem i poznawać inne małżeństwa. Jedynym wyjątkiem są grupy dzielenia. Żony i mężowie spotykają się osobno. – Podstawową zasadą grupy dzielenia jest dyskrecja – tłumaczy mężczyznom prowadzący spotkanie Szymon Jurksztowicz. Dyskrecja oznacza, że nawet z żoną nie powinni rozmawiać o tym, co usłyszą od innych mężczyzn. A usłyszą różne rzeczy: to, co się udaje, i to, co jest trudne, czasem aż za bardzo. Bywają pary, które przyjeżdżają na MiP po złożeniu pozwu rozwodowego, a po powrocie z rekolekcji wycofują go. To ważne, żeby stworzyć atmosferę zaufania. Dla Eugenii i Mariusza Musiołów ze Żnina wymóg wzięcia udziału w rekolekcjach, na które trzeba przyjechać trzy razy w miesięcznych odstępach, jest atutem MiP-ów. – To sprawia, że związujemy się z ludźmi, których wcześniej nie znaliśmy. Zjeżdżamy się tu w podobnym celu i nieważne, czy ktoś jest prezesem banku, policjantem czy osobą niepracującą. Tutaj nikt na to nie patrzy, każdy jest po prostu bratem – mówi Mariusz. – I nie chodzi tylko o ten czas tutaj. Między weekendami przypominają mi się przykłady z ich życia. Kiedy napotykam podobną sprawę u siebie, wtedy myślę sobie: może i ja zrobię podobnie?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |