O chodzeniu na randki, rodzinnym kalendarzu i najgorszym pytaniu dla mężczyzny z Katarzyną i Michałem Jurkiewiczami, diecezjalnymi doradcami życia rodzinnego rozmawia Mira Fiutak.
I jak spędzacie ten czas?
M.J.: Lubimy chodzić po górach, więc jesienią raz w miesiącu wpisaliśmy sobotnie wyjazdy i tego się trzymaliśmy. Taki kalendarz jest ważny szczególnie w przypadku mężczyzn, bo oni często funkcjonują według terminarzy i różnych aplikacji. Pracując z mężczyznami, widzę, jak sprawdzają się takie wpisy na dany dzień, co zrobić dla relacji małżeńskiej. Pamiętam nawet, że jeden pan musiał zapisać sobie, żeby w piątek po pracy kupić żonie kwiaty. Dzisiaj, niestety, często tak funkcjonujemy.
Na co dzień często jesteśmy zmęczeni, przepracowani, zestresowani. On wraca późno, ona w tym czasie musiała zająć się całym domem. Mają wszystkiego dość.
K.J.: I tu mówimy o rytuałach w małżeństwie. Umówionych, powtarzających się czynnościach, jednoznacznych dla małżonków. To może być wysłanie SMS-a: „Kocham Cię, tęsknię za Tobą”. U nas na przykład, kiedy mąż wraca z pracy i je obiad, siadam z nim przy stole. Chociaż sama jem wcześniej. A potem mamy takie 15 minut tylko dla siebie. To może być posiedzenie jeszcze przy kubku kawy czy herbaty. Wcale nie musi być dużo czasu, 5, 10 minut, ale tylko ze sobą. I nie na zasadzie załatwiania aktualnych spraw.
Czasem pewnie trzeba się przemóc, żeby posiedzieć jeszcze i „zmarnować” ten kwadrans, kiedy inne sprawy czekają...
K.J.: Tak, na początku. Potem to staje się dobrą rutyną. I jak tego nie ma, to jest poczucie, że czegoś brakuje.
M.J.: To może być też wspólny odpoczynek. Wiadomo, że jak ktoś jest zmęczony, to po prostu musi na chwilę zamknąć oczy. Wtedy kładziemy się razem, przytulamy się, nie musimy nawet rozmawiać. Przy takim krótkim czasie ważna jest jego jakość.
Czego kobieta potrzebuje najbardziej od mężczyzny, a on od niej?
K.J.: Kobieta potrzebuje na pewno miłości i czułości. Dla jednej tą czułością będzie miłe słowo, dla innej przytulenie, pocałowanie, wzięcie za rękę, a jeszcze dla innej pomoc w posprzątaniu po obiedzie. Potrzebuje też poczucia bezpieczeństwa i docenienia. To, co robię, moje starania są dla bliskich i dobrze byłoby od czasu do czasu usłyszeć, że jest to miłe dla tej drugiej strony.
M.J.: A mężczyźni chcieliby dla swoich żon być mądrymi, odpowiedzialnymi, męskimi, znaczącymi… Widzieć, że ona się liczy z jego zdaniem. Podziwia za inteligencję, organizację, poradzenie sobie z trudnościami. W drugą stronę to też jest ważne, ale może nie w takim stopniu. To, co robimy, często uważamy za realizację obowiązków w małżeństwie, a tak naprawdę są to gesty miłości. To, że on nie tylko dla siebie idzie do pracy czy naprawia samochód, a ona gotuje czy prasuje.
K.J.: Często widzimy to jako coś, co mi się należy. Ja sprzątam, to ty mi przynieś porządną pensję do domu. Tu nie ma pola dla tworzenia się więzi. To raczej wymiana usług. Często trudno to zrozumieć małżonkom. A tu są źródła problemów, właśnie w takich pseudopartnerskich układach.
M.J.: Mężczyźni też potrzebują miłości, dotyku, bliskości, wsparcia. I usłyszenia, że ich zaangażowanie trafia w potrzeby żony. Spotykam się z opiniami, nawet specjalistów, że jak żona „kaprysi”, to mąż ma być mężczyzną, wpakować ją do samochodu i zawieźć na randkę. Postawić przed faktem dokonanym. Ja widzę w tym dużą dominację, która w małżeństwie oddala, a nie zbliża. Nie widzę w tym męskości.
K.J.: To jest prostsze niż rozmowa i wspólne uzgadnianie. Prowadzenie dialogu wymaga więcej czasu, wysiłku, ale daje większe poczucie, że tworzymy coś wspólnie.
Czy dziś, kiedy porozumiewamy się głównie mejlami czy SMS-ami, ludzie potrafią okazywać sobie czułość, mówić o miłości?
M.J.: Pracuję w poradni z małżeństwami, gdzie się źle dzieje. Patrząc od tej strony, powiedziałbym, że jest tragicznie. Jeżeli małżonkowie okazywaliby sobie uczucia, jakiekolwiek, nawet niezadowolenia, zanim wybuchnie kryzys, to połowa tych par nie przyszłaby do nas. Szansa jest, o ile para nie zapomniała o pielęgnowaniu miłości i o ile mężczyzna nauczył się okazywać uczucia jeszcze jako dziecko. Bo tego uczą nas kobiety. Jeśli nie nauczyła go mama, siostra czy koleżanki, to jest to zadanie dla żony. Tu często brakuje cierpliwości, bo ona chciałaby mieć „gotowego” męża. Wylewnego co do uczuć, mówiącego o nich. Pracując na warsztatach z małżeństwami, widzimy, że zasób słów określających uczucia, nie mówiąc już o pracy nad nimi, u mężczyzn pozostawia wiele do życzenia. U nas jest „OK” albo „nie OK”. Albo czuję się dobrze, albo źle. A kobiety potrzebują czegoś więcej! W rozmowie chcą się dowiedzieć nie o tym, co będziesz robił jutro, ale – i to jest najgorsze pytanie dla mężczyzny – „co teraz czujesz?”, „co przeżywasz?”.
K.J.: Zawsze mówimy, że nie da się kochać przez komórkę, SMS-y czy portale społecznościowe. Bo tej osoby nie ma obok ciebie. Musimy ją widzieć, czuć jej zapach, ciepło, dotyk.
M.J.: I tu są tragedie małżonków, z których jedno na przykład wyjeżdża do pracy za granicę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |