Skończyliśmy śpiewać kolędy i mieliśmy łamać się opłatkiem. Ktoś delikatnie złapał mnie za ramię. „Pani Emilia umiera” – oznajmiła jedna z pielęgniarek. A pode mną ugięły się nogi...
I będą żyć wiecznie...
Wielu domowników, choć nie jest w stanie samemu podnieść się z łóżka, ulega świątecznej gorączce przygotowań, zakupów, prezentów. Przez swoich najbliższych wydają szczegółowe dyspozycje, jakie upominki komu należy kupić. Bywa jednak tak, że nie udaje im się osobiście ich wręczyć. Odchodzą przed upragnionym świętowaniem. Takim sytuacjom nierzadko towarzyszą ogromny ból i smutek członków rodzin. Pada pytanie: „Dlaczego, Boże, nie dałeś nam jeszcze tych kilku dni?”. W podobnej sytuacji znalazł się przed sześcioma laty ks. Dariusz.
– Mój tata trafił do Hospicjum św. Józefa, w którym pomagałem chorym jako duszpasterz już od kilku lat. Niedawno rozpoczął się Adwent. Czas wielkich nadziei. Tacie udało się pokonać wcześniej dwa nowotwory. Mimo złych rokowań, gdzieś w głębi serca liczyłem, że poradzi sobie także z trzecim. Wybiegałem myślami w przyszłość. Widziałem nas razem przy wigilijnym stole. Przecież to już tak niedługo. Wytrzyma. Da radę. Niestety, miał już wtedy przerzuty do mózgu. Nic nie dało się zrobić – wspomina.
– Tata odszedł 6 grudnia. A ja zwyczajnie, po ludzku, miałem w sobie jakiś ogromny smutek i żal. W takiej chwili na nic się zdały lata spędzone przy łóżkach pacjentów, trudne rozmowy z rodzinami. Wszystkich tych „mądrych słów” pocieszenia, które przekazywałem innym, nie potrafiłem odnieść do siebie. Wyobrażałem sobie jedynie puste miejsce przy stole, które zawsze zajmował mój tata. Myślałem, ile jeszcze chciałbym mu powiedzieć. Gdy trwałem w smutku, przypomniały mi się słowa piosenki Zbigniewa Preisnera i Beaty Rybotyckiej: „Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat. Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole (...). Daj nam wiarę, że to ma sens (...). Że odeszli po to, by żyć. I tym razem będą żyć wiecznie”. Zrozumiałem, że puste miejsce przy stole nie jest pozbawione treści.
Kocham cię, babciu
Okres Bożego Narodzenia sprzyja refleksjom nad własnym życiem, dokonanymi wyborami. Pomaga nawiązać kontakt z niewidzianą od dawna rodziną. Nieprzypadkowo w tym czasie przełamujemy się opłatkiem. To ten moment, kiedy w cień odchodzą urazy, żale, krzywdy. – Kiedy pani Natalia przybyła do naszego domu, pomyślałam: „Nie będzie łatwo”. Nasza nowa podopieczna w pewnym momencie życia wybrała niewłaściwą ścieżkę. Wpadła w alkoholizm. Weszła w środowisko, które zamiast jej pomóc, spychało w dół. Jej córki tego nie wytrzymały. Uciekły z domu, przestały odbierać telefony od mamy. Pani Natalia była sfrustrowana, zła na wszystko i wszystkich dookoła. Nie dało się z nią normalnie porozmawiać, bo co drugie słowo było przekleństwem – opowiada Danuta Babicz, pielęgniarka oddziałowa.
Kilka tygodni przed Wigilią pani Natalia poprosiła, by personel hospicjum pomógł jej nawiązać zerwany przed laty kontakt z rodziną. Udało się znaleźć adres córek. Mieszkały za granicą. Okazało się, że pani Natalia była babcią. Nie znała nawet imion swoich wnuczek. Małymi kroczkami, mozolnie, ale z dużą determinacją zaczęła odbudowywać rodzinne relacje. Najpierw był telefon. Potem krótkie odwiedziny w hospicjum. Po pewnym czasie coraz częstsze i dłuższe. W pokoju pani Natalii pojawiły się zdjęcia córek i wnuczek oraz urodzinowe laurki od tych ostatnich. Pisała listy i otrzymywała jeszcze dłuższe odpowiedzi. Kiedy po raz pierwszy przeczytała: „Kocham cię, babciu”, nie mogła przestać płakać. Ze szczęścia.
– Pani Natalia zmieniła się nie do poznania. Zaczęła się uśmiechać. Nawet rysy jej twarzy jakby złagodniały. To była zupełnie inna osoba niż ta, którą zapamiętaliśmy z pierwszych dni jej pobytu u nas. Uprzejma, grzeczna, pomocna. Odeszła po dwóch latach. Spokojnie, czując na sobie pełne miłości spojrzenie najbliższych jej osób – wspomina pani Danuta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |