Skończyliśmy śpiewać kolędy i mieliśmy łamać się opłatkiem. Ktoś delikatnie złapał mnie za ramię. „Pani Emilia umiera” – oznajmiła jedna z pielęgniarek. A pode mną ugięły się nogi...
Najlepszy prezent
W zajęciach ze studentami Akademii Muzycznej bierze udział pan Marek. Kiedy słyszy pierwsze dźwięki kolędy „Dzisiaj w Betlejem”, uśmiecha się od ucha do ucha. Zaczyna lekko podrygiwać na wózku inwalidzkim i bezgłośnie otwiera usta. – Ile ja bym dał, żeby jeszcze choć raz móc w życiu zaśpiewać! No, niestety. Choroba mi już nie pozwala – mówi. Pan Marek oddycha z trudem. – Jestem weteranem hospicyjnych Wigilii. To będzie, jeśli Bóg pozwoli, już moja trzecia – oznajmia z dumą. Niechętnie jednak mówi o teraźniejszości i przyszłości. Sięga pamięcią wiele lat wstecz. Ze szczegółami opowiada o dzieciństwie. O ciężkiej pracy u taty w zakładzie szewskim. Wojennej działalności w Armii Krajowej, napaściach na niemieckie pociągi, aresztowaniu przez gestapo i brutalnych przesłuchaniach. Czasami wtrąca słowa po niemiecku. W pewnym momencie przerywa. Jest wzruszony.
– Chciałbym czasem móc opowiedzieć te historie swoim dzieciom. I wnukom. Nie, nie. To nie tak, że oni mnie nie odwiedzają. Wpadają co kilka dni. Tylko tak raczej na krótko. Ledwo się obejrzę, a ich już nie ma. Ale ja im się nie dziwię. Mają swoje dzieci, obowiązki, pracę. Ile można słuchać gadania starego? Cieszę się z tego, co mam. Inni mają gorzej. A czy te święta spędzimy razem? Nie wiem. Różnie to bywało w poprzednich latach. Być z nimi przy wigilijnym stole to byłby dla mnie najlepszy prezent...
Imiona pacjentów hospicjum zostały zmienione.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |