– To prawdziwa plaga – mówi o kradzieżach „na wnuczka” warszawska policjantka. Wynalazca tej metody oszustwa siedzi w areszcie, ale starsze osoby nadal bywają dla złodziei łatwym łupem.
Jest południe, w mieszkaniu pani Marii dzwoni telefon. – Ciocia? Mam problem – odzywa się głos w słuchawce. Pani Maria nie jest pewna, czy zna ten głos. – Tomek? – pyta. – Tak, to ja, Tomek. Potrzebuję nagle pieniędzy – mówi dzwoniący. Pani Maria jest emerytką. Wcześniej przez parę lat pracowała za granicą, więc ma trochę oszczędności. „Tomek” opowiada o swoich kłopotach. Przydałoby mu się 20 tys. zł. Ciocia jest nieco zmieszana nagłym żądaniem. Proponuje 10 tys., ale dzwoniący naciska, żeby dała więcej. Jest arogancki i chce za dużo, więc pani Maria się nie zgadza. Jakiś czas później oddzwania do swojego siostrzeńca, żeby wyjaśnić sprawę. Ten nic nie wie. Nie dzwonił i nie prosił o pieniądze. Ktoś się pod niego podszył.
Pół miliona w prezencie
Pani Maria miała więcej szczęścia niż dziesiątki starszych osób, które padają ofiarą oszustów. – Kradzieże metodą „na wnuczka” albo „na policjanta” to ostatnio prawdziwa plaga – mówi st. sierż. Magdalena Strzeżek z Wydziału Prewencji Komendy Stołecznej Policji. Arkadiusz Ł. pseudonim „Hoss”, uchodzący za twórcę tej metody, trafił w marcu do aresztu, ale złodzieje nie zaprzestali procederu. Tylko w Warszawie w ostatnim czasie zgłoszono kilka takich przypadków. Oszukani często tracą oszczędności życia. Rekordziści oddali złodziejom aż pół miliona złotych.
Oszuści wyszukują w książce telefonicznej osoby mające imiona, które były popularne kilkadziesiąt lat temu. Dzwonią pod numer stacjonarny w środku dnia. Jeśli ktoś o tej porze przebywa w mieszkaniu, to prawdopodobnie jest na emeryturze. Poza tym telefony stacjonarne na ogół nie wyświetlają numeru, który dzwoni.
Przedstawiają się jako ktoś z rodziny albo – co ostatnio coraz częstsze – jako funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji. Potrafią być przekonujący. Oszust, który zadzwonił niedawno do mieszkanki Warszawy, podał nazwisko, adres komisariatu, w którym rzekomo służy, a nawet numer legitymacji służbowej i pokoju, w którym miał pracować. – Może pani teraz zadzwonić pod 112 i potwierdzić moją tożsamość – powiedział. Kobieta nie rozłączywszy się wykręciła podany numer. Nie zorientowała się, że w ten sposób nie przerwała rozmowy i cały czas ma na linii człowieka, który do niej zadzwonił. Odezwał się inny mężczyzna (pierwszy oszust przekazał słuchawkę drugiemu), który przedstawił się jako prokurator i potwierdził nazwisko oraz numer legitymacji rzekomego policjanta. – Prowadzimy śledztwo w sprawie groźnej szajki i potrzebujemy pani pomocy – powiedział. Kazał kobiecie iść do banku, wypłacić wszystkie pieniądze, włożyć je do koperty, wrzucić do kontenera na śmieci i czekać na kolejny telefon. Starsza pani tak zrobiła. Nikt już nie zadzwonił. Pieniądze zniknęły.
Także w Warszawie 73-letnia kobieta odebrała telefon od człowieka, który powiedział, że jeśli nie dostanie od niej wszystkich pieniędzy i całej biżuterii, to jej rodzinie stanie się krzywda. Chwilę później do wystraszonej kobiety zadzwonił ktoś podający się za policjanta. Powiedział, że jej pieniądze są zagrożone, więc powinna wyjąć oszczędności z konta i oddać człowiekowi, który ich przypilnuje. 73-latka wykonała polecenie. Straciła wszystko.
Kreatywny jak złodziej
Oszuści zawsze działają w grupie. Jeden dzwoni, inny odbiera pieniądze, jeszcze inny koordynuje całą akcję. Czasem złodzieje chcą, żeby pieniądze przelano na wskazane konto. Wtedy potrzebny jest jeszcze właściciel tego konta. Oszuści zdają sobie sprawę, że ich nieuczciwość może wyjść na jaw, jeśli ofiara skontaktuje się z kimś z rodziny, dlatego naciskają, żeby poszła do banku od razu. Czasem oszukiwany nie ma oszczędności. Wtedy złodzieje każą wziąć pożyczkę. Zdarzało się, że ofiara chodziła do banku kilka razy, zanim zorientowała się, z kim ma do czynienia.
Czasem, zamiast żądać pieniędzy, złodzieje dostają się pod jakimś pretekstem do mieszkania i okradają je, mimo obecności mieszkańców. W lutym do takiej kradzieży doszło w Strzelnie w województwie kujawsko-pomorskim. Trzy Cyganki proponowały sprzedaż koców. Kiedy wpuszczano je do mieszkania, dwie kobiety rozwijały koce w taki sposób, że zasłaniały to, co działo się za ich plecami. Tymczasem trzecia kradła cenne przedmioty. 83-letnia kobieta, która wpuściła oszustki do domu, dopiero po kilku godzinach zorientowała się, że z szuflady zniknęło jej 3,3 tys. zł. Dwa dni później w podobny sposób okradziona została inna mieszkanka Strzelna. Zginęło jej 2,1 tys. zł. Metoda nie była nowa. W 2015 r. niedaleko Chodla na Lubelszczyźnie trzy kobiety usiłowały w taki sam sposób okraść starszą panią, która jakiś czas wcześniej przeżyła udar. Miały podwójnego pecha. Po pierwsze, rodzina starszej kobiety dla ochrony zamontowała w jej mieszkaniu kamerę. Złodziejki zostały nagrane. Na krótkim filmie widać wyraźnie, jak jedna z nich schowana za rozwiniętym kocem dyskretnie przechodzi z jednego pokoju do drugiego. Po drugie, w domu niedoszłej ofiary nocował jej wnuk. Kiedy złodziejki go zobaczyły, zaczęły krzyczeć i grozić, że rzucą na niego klątwę, ale nie udało im się nic ukraść. Gdy nagranie trafiło do internetu, do autora zaczęli zgłaszać się mieszkańcy okolicy, którzy mieli mniej szczęścia i stracili pieniądze.
Z kolei pod koniec września br. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała 4 osoby podejrzane o wyłudzanie mieszkań od ludzi starszych albo znajdujących się w trudnej sytuacji. Do aresztu trafił m.in. notariusz Mateusz R., bez którego cały proceder nie byłby możliwy. Oszuści za pomocą skomplikowanych operacji stawali się prawnymi właścicielami cudzych mieszkań, po czym zmuszali dotychczasowych lokatorów do opuszczenia domów.
Po pierwsze: ostrożność
Plakaty ostrzegające przed oszustami działającymi „na wnuczka” albo „na policjanta” można zobaczyć w autobusach i na klatkach schodowych. Jednak to nie wystarcza. Dlatego policja apeluje o ostrożność. Funkcjonariusz nigdy nie prosi o przekazanie pieniędzy ani po nie nikogo nie wysyła. Nie informuje też nikogo o działaniach, jakie prowadzi. Jeśli zatem ktoś przedstawiający się jako policjant twierdzi, że prowadzi ważne śledztwo i potrzebuje pomocy, to kłamie. Nie można niczego mu dawać ani podpisywać żadnych dokumentów, które podsuwa. Jeśli tylko się uda, należy zachować spokój, kiedy dzwoniący twierdzi, że sprawa jest nagła. Najlepiej zaraz po odebraniu telefonu skontaktować się z kimś z bliskich, a w razie podejrzeń, że mieliśmy do czynienia z oszustem – zawiadomić policję.
Policja radzi, jak nie dać się oszukać
Policja radzi, jak nie dać się oszukać
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |