Fałszywe zaświadczenie o bierzmowaniu czy chrzcie? To nie problem – zapewnia Jan ze znanego serwisu w internecie. Nie ma racji. Konsekwencje posługiwania się takim dokumentem są poważne.
Ogłoszenie wpada w oko. Wyświetla się na głównej stronie, bo Jan zainwestował w reklamę. Witraż z gołębicą ma budować zaufanie do oszusta i kojarzyć się z łaską, która spłynie na jego potencjalnych „klientów”. Zapewnia przy tym: „Wiele osób skorzystało z mojej pomocy, nigdy nie było żadnych problemów, ani jednej negatywnej wiadomości, jestem osobą polecaną, co świadczy o 100% oryginalności moich usług”.
Oszust gotów jest pomóc, gdy ktoś potrzebuje zaświadczenie o bierzmowaniu. Ale na pytanie o chrzest, odpisuje: „Muszę sprawdzić, odezwę się”, a za chwilę dodaje: „Da radę, ale to już droższy temat”. Ma rację, korzystanie z jego usług może być kosztowne. Ale nie – nie chodzi o pieniądze.
O. Paweł Tokarz w swojej kapłańskiej drodze nie spotkał się jeszcze z takim przypadkiem, a pracował już na Ukrainie, a także w Krośnie i Nowej Soli. Od 2015 r. jest proboszczem parafii św. Augustyna i gwardianem domu zakonnego kapucynów we Wrocławiu. – Sfałszowany podpis nawet nie przypomina mojego, pieczątki ktoś sobie zmyślił zupełnie, choć dane parafii, a nawet NIP zgadzają się. Ale to przecież dane publiczne, logo naszej parafii dostępne jest w internecie. My jednak nigdy nie wystawialiśmy takich druków, bo bierzmujemy tylko parafian – mówi, oglądając sfałszowane zaświadczenie o sakramencie bierzmowania z zielonkawym tłem, sugerującym oryginalność druku. Ale w tym wszystkim oryginalna jest jedynie metoda oszustwa. Chociaż też nie tak bardzo, bo kilka lat temu podobne druki wystawiano na parafię Najświętszego Zbawiciela w Warszawie. Oczywiście także z fałszywymi podpisami i pieczątkami. – Takie przypadki rzeczywiście zdarzyły się w naszej archidiecezji. Trudno ścigać to zjawisko, bo fałszerze tłumaczą się policji, że tworzą dokumenty kolekcjonerskie. Ale to problem ogólnopolski – przyznaje ks. Janusz Bodzon, kanclerz warszawskiej kurii, dodając, że chociaż rozmiary przestępstwa nie są znaczne, to mogą rodzić poważne skutki. Bywa, że fałszerze popełniają niezwykłe błędy. Zdarzyło się, że ktoś produkował zaświadczenia, używając nazwy parafii „Nawrócenia Matki Bożej”. We Wrocławiu fałszerstwa skończyły się, gdy do bierzmowania poza parafią można było przystąpić tylko w jednej, katedralnej parafii. Proboszczowie byli zobowiązani do osobistego dostarczenia zaświadczeń dla kandydatów.
– Pamiętam proces o stwierdzenie nieważności sakramentu małżeństwa z takiego powodu. Chodziło o drugi związek osoby, która próbowała go zawrzeć, przedstawiając dokument o chrzcie, zatajając jednocześnie informację o istniejącym już związku małżeńskim – mówi ks. Tomasz Jakubiak, oficjał Sądu Metropolitalnego Warszawskiego.
Kodeks prawa kanonicznego od 1983 r. przewiduje odpowiednie kary kościelne za przestępstwo fałszu. – Te kwestie uregulowane są w księdze szóstej, tytule czwartym kanonu 1391. Przestępstwo popełnia ten, kto sporządza taki dokument lub zmienia treść prawdziwego, ale także ktoś, kto się nim posługuje. Jeśli jest to osoba duchowna, może zostać ukarana suspensą, czyli najwyższą karą kościelną, polegającą na zakazie lub ograniczeniu możliwości pełnienia czynności kapłańskich. Na osobę świecką biskup lub sąd kościelny może nałożyć interdykt, czyli pozbawić możliwości korzystania m.in. z sakramentów – tłumaczy ks. Bartosz Trojanowski, notariusz kurii archidiecezjalnej wrocławskiej, podkreślając, że nawet jeśli przestępstwo nie zostanie ujawnione przez sąd czy biskupa, ktoś, kto posługuje się fałszywym dokumentem, zaciąga winę pod względem moralnym. – Ktoś, kto posługuje się sfałszowanym świadectwem chrztu, by usunąć informacje o wcześniejszym małżeństwie, popełnia przestępstwo bigamii. W takich kwestiach mógłby interweniować promotor sprawiedliwości w sądzie kościelnym, wszczynając proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa – tłumaczy ks. Bartosz Trojanowski.
Ktoś, kto przystępuje do sakramentu małżeństwa, posługując się sfałszowanym dokumentem, by zawrzeć ślub kościelny, nie oszuka ani księdza, ani Boga. Co najwyżej siebie i drugą stronę. Więcej – sakrament może być ważny, choć udzielony niegodziwie. – Ludzie są zdolni do wielu podłości: potrafią nawet kłamać w konfesjonale, by uzyskać rozgrzeszenie. Ale gdzie tu sumienie? – pyta ks. Jacek Froniewski, kanclerz kurii wrocławskiej.
Ale konsekwencje moralne to nie wszystko. Artykuł 270 Kodeksu karnego przewiduje, że wytwarzający lub używający podrabianych dokumentów podlegają „grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”. Choć może to i tak krótka kara w porównaniu z wiecznością, która może się rozstrzygnąć na ostatnim z sądów, po śmierci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |