– W życiu rodzinnym jesteśmy powołani do tego, by żyć w zwyczajnej codzienności, przeżyć dobro po cichu, w skrytości – mówią rodzice dziesięciorga dzieci.
Jak wygląda życie rodziny, w której jest tak dużo dzieci? O codziennych trudach i radościach Wanda i Rafał Mokrzyccy z Wrocławia opowiadali uczestnikom Święta Młodzieży. – Chcieliśmy mieć dużą rodzinę. To dla nas wielkie szczęście, że możemy przyjąć dzieci. One są od Pana Boga, a my je przyjmujemy i dla Niego wychowujemy tak, jak potrafimy najlepiej, by były dobrymi ludźmi i osiągnęły niebo. To jest nasz cel, modlimy się o to – mówią Wanda i Radek. Są małżeństwem z 13-letnim stażem, rodzicami Kingi, Józia, Małgosi, Anielki, Jadzi, Klary, Władzia, Faustynki, Marysi i jej siostry bliźniaczki Agatki, która już jest w niebie. Najstarsza Kinga w grudniu skończy 13 lat, a najmłodsza Marysia przyszła na świat w maju br. jako wcześniak.
Czas wychowania dzieci
– Bardzo często przypominam sobie słowa, które św. Paweł powiedział o Panu Jezusie, że On nie skorzystał z tej sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjął naturę sługi i stał się posłusznym aż do śmierci (por. Flp 2,6-8). W życiu rodzinnym ten wzorzec, który pokazał nam Pan Jezus, możemy realizować. Możemy oddawać życie za nasze dzieci – podkreśla Radek. – Dając życie, tracimy życie. Moja żona urodziła 10 dzieci, a jej ciało bardzo na tym cierpi. Nie widać tego, ale ma poważne problemy z kręgosłupem, z zębami, z przepływem krwi w żyłach, jest bardzo zmęczona. To bardzo przykre sprawy. Dla kobiet wygląd jest ważny. Ale oddajemy życie za nasze dzieci, również rezygnując ze swoich planów. Chciałem rozwijać się na uczelni, ukończyć studia, których do dziś jeszcze nie zrobiłem. Miałem różne pomysły na życie i wszystko to zostawiłem, bo mamy wiele obowiązków w życiu rodzinnym – mówi Radek.
– Chcieliśmy zająć się naszymi dziećmi. To nasz wybór, to nasze życie. Zrezygnowaliśmy z naszych przedsięwzięć. Odłożyliśmy nieco na bok nasze talenty. Teraz jest czas na to, żeby wychować dzieci. Dzieci podrosną i być może też wrócę na studia. Zobaczymy – dopowiada Wanda.
Pół godziny dla relacji
Młodzież pyta, ile trwa wieczorna toaleta w tak dużej rodzinie, jak można przemieszczać się w tak dużym gronie czy jak wygląda niedzielne popołudnie. – Mieliśmy 9-osobowego busa, ale już nie mieściliśmy się w nim, więc go sprzedaliśmy. Myślałem, żeby kupić większego busa, ale one są drogie i wyjeżdżone, i trzeba mieć prawo jazdy na autobus. Chyba kupimy kombi, żona będzie robiła prawo jazdy i na 2 auta będziemy podróżować – odpowiada Radek. – Na Górę św. Anny przyjechaliśmy pociągiem. To jest bardzo fajne, jak jedzie się z dziećmi, bo jest duże prawdopodobieństwo, że ktoś z pasażerów się otworzy i nawiąże się rozmowa – mówią małżonkowie. Opowiadają o niedzielnych spacerach nad Odrą, które są okazją do rozmowy z dziećmi. Mówią też o 2 godzinach w tygodniu, kiedy opłacają jedną z sąsiadek, by została z dziećmi, a oni wybierają się na małżeński spacer we dwoje.
– Każdego dnia mamy półgodzinną kawę, podczas której dzieci wiedzą, że to jedyny czas, którego nie oddajemy im. Jest to nam potrzebne, bo szalenie potrzebna jest relacja. Żeby wiedzieć, że ktoś cię kocha, musisz być z nim w relacji. W tym czasie rozmawiamy, ale nie o logistyce, które z dzieci ma szczepienie, a które wizytę u ortodonty, ale staramy się skupiać na sobie, na naszych potrzebach, na tym, co przeczytaliśmy – wyjaśnia Wanda. Podkreśla też, jak ważne jest, by zauważać indywidualność każdego z dzieci, by każde czuło się niepowtarzalne.
Z Jezusem pod jednym dachem
Wanda i Radek żyją w Dużym Domu we Wrocławiu. To wspólnota rodzin i osób samotnych żyjących duchowością Nazaretu na wzór bł. Karola de Foucauld. Skarbem tej wspólnoty jest umiejscowiona na poddaszu kaplica z Najświętszym Sakramentem. – Tę wspólnotę założyli ludzie w wieku naszych rodziców. Mieliśmy pragnienie, by zamieszkać z Panem Jezusem pod jednym dachem i nie chcąc wyważać otwartych drzwi, spytaliśmy w Dużym Domu, jak założyć taką wspólnotę. A oni zaproponowali nam mieszkanie u nich, byśmy mogli sprawdzić, czy chcemy tak żyć. Chcieliśmy i zostaliśmy – opowiadają.
Młodzież pyta też, jak są postrzegani przez otoczenie, mając znaczenie więcej dzieci niż inni. – Są ludzie, którzy nam gratulują tak dużej rodziny, pozytywnie reagują. Są osoby, które liczą 500, 500, 500… i stwierdzają, że dużo zarabiamy. Patrzą na nasze dzieci jak na przedmioty, które generują pieniądze. I to jest przykre, smutne. Staramy się błogosławić tym ludziom, bo mają w naszym mniemaniu wąskie spojrzenie – mówią małżonkowie. A pytani, czy chcą mieć więcej dzieci, odpowiadają: – Gdyby Pan Bóg zechciał jeszcze powołać w naszej rodzinie dzieci, to przypuszczamy, że one się pojawią. Jesteśmy otwarci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |