Lot trzmiela urąga prawom fizyki. Obliczono, że jego małe skrzydełka nie powinny unieść pękatego owada, a jednak unoszą. Ze szkołą w Rudniku jest podobnie. Dziesięć lat temu gmina uznała jej istnienie za nieopłacalne. Tymczasem szkoła działa i ma się dobrze.
W liczącym 130 lat budynku uczy się 25 dzieci. Personel stanowi troje stałych nauczycieli, w tym dyrektorka, która jest równocześnie sekretarką i zaopatrzeniowcem. Katechetka i anglistka dochodzą z zewnątrz. Księgowością zajmują się społecznicy, remonty wykonują rodzice, a pieniądze na utrzymanie placówki zbiera Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Wsi Rudnik.
Bezlitosna ekonomia
Rudnik to około setki rozrzuconych wśród malowniczych pagórków gospodarstw, nieco na uboczu trasy Cieszyn–Katowice. W centrum miejscowości stoją: mały kościółek – filia parafii w Kończycach Wielkich, remiza strażacka i sklep, krok dalej parterowy dom z dwuspadowym dachem w ogródku z piaskownicą, huśtawką i zjeżdżalnią, nad gankiem napis: „Szkoła Powszechna”. Tutaj od ponad stu trzydziestu lat uczą się rudnickie dzieci. W historii szczególnie głęboko i owocnie zapisały się sylwetki państwa Szuścików. Dla nauczycielskiego małżeństwa szkoła w Rudniku była mieszkaniem i miejscem pracy, czyli – sumując – misji rozniecania i pielęgnowania kaganka oświaty w podcieszyńskiej wiosce. Zrazu uczyły się tutaj wszystkie dzieci. Wraz ze wzrostem populacji przyjęła się praktyka edukacji na miejscu tylko najmłodszych, starsze dzieci zaczęły dojeżdżać, by kontynuować naukę w Kończycach Wielkich. Na przełomie XX i XXI wieku pojawił się niż demograficzny. Ekonomiczna kalkulacja była bezlitosna: szkoła straciła rentowność i władze gminy w Hażlachu, do której przynależy Rudnik, zdecydowały o jej zamknięciu. Bunt wobec władzy, także tej prawnie, demokratycznie wybranej, nie zawsze musi kończyć się anarchią. Jak pokazuje przykład Rudnika, stara dewiza vox populi – vox Dei wciąż nie traci na aktualności. Krótko: rudniczanie wzięli sprawy w swoje ręce. Było trochę nerwowo, ale po latach nikt nie chce już do tego wracać, rozdrapywać ran i grzebać się w przykrościach. Był strach – czy podołamy? Ale też nadzieja – powinno się udać. I udało się! Udaje się od blisko dziesięciu lat. Zaczęło się od powołania Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Wsi Rudnik. To ono jest organem prowadzącym szkołę. Stowarzyszenie organizuje funkcjonowanie placówki. W praktyce sprowadza się to przede wszystkim do szukania pieniędzy, zdobywania ich i mądrego wydawania. Bo gminna subwencja, czyli pieniądz idący za uczniem, nie wystarcza przy tak niewielkiej liczbie wychowanków.
Szkoła bez dzwonka
Do ubiegłego roku szkoła miała 18 uczniów. W tym roku pozostało ich tylko 13. To zbyt mało, by utrzymać szkołę. Ale rudniczanie znaleźli rozwiązanie: w placówce otwarto oddział przedszkolny, dzięki czemu liczba dzieci wzrosła do 25. Przedszkole ma jeszcze jeden cel: dzieci integrują się już przed rozpoczęciem nauki szkolnej, do zerówki i kolejnych klas przechodzą w zwartej, zdyscyplinowanej i solidarnej grupie. I jest więcej niż pewne, że po ukończeniu przedszkola rodzice nie będą szukać dla nich miejsca w innych placówkach, ale właśnie u siebie. Najliczniejsza jest klasa pierwsza. W jej ławach zasiada siedmioro dzieci. W klasie drugiej jest tylko troje uczniów, w trzeciej – tak samo. Więc drugo – i trzecioklasiści uczą się razem w grupie łączonej. Każda klasa przerabia swój program, ale zajęcia plastyczne i fizyczne są wspólne. Dzwonek milczy. Zajęcia mają charakter zintegrowany. Poszczególne jednostki lekcyjne trwają od 30 do 40 minut, w zależności od tematu zajęć i tego, jak dzieci sobie z nim radzą. Przerwy ustalają sami nauczyciele, więc dzwonek nie jest potrzebny. W szkole panują cisza, spokój i porządek. I jest trochę ciasno.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |