Mówią grzecznie: dzień dobry, w czym mogę pomóc? Maniery jak z pałacu. Tylko zamiast koronkowych sukni - dżinsy i obcisłe bluzki. Na Zamku siedzą za rozboje, pobicia. Mają po kilkanaście lat.
Życioterapie
Życie na Zamku, czy też „na zakładzie”, zaczyna się wcześnie: pobudka, apel, liczenie. Tyle a tyle się stawiło, kilka na niepowrotach. Lekcje w szkole, zajęcia, wolontariat. Spotkania w grupach. Rozliczanie z dobrego i złego. Jak się nawali – to i kara, np. zakaz „normalnych” ciuchów, tylko te nielubiane, granatowe drelichy. Indywidualne spotkania z terapeutą, psychologiem. I zaprzyjaźnieni jezuici robią co w jezuickiej mocy, żeby pomóc. Im więcej ludzi, którym na dziewczynach zależy, tym lepiej. Początek listopada. Przyjechał do dziewczyn zespół spod Radomia. Dorośli ludzie, a tacy bardziej dziecięcy, weseli. Chociaż, jak grzecznie informują dziewczyny, są „niepełnosprawni umysłowo”, bardzo sprawnie śpiewają góralskie i żołnierskie piosenki. A jeden pan tak śmiesznie „gra” na puzonie: nawet nie dotyka go ustami, a spoza ustnika słychać: „przyjedź mamo na przysięgę”. Dziewczyny kołyszą się, klaszczą, w końcu nie wytrzymują: wstają i śpiewają razem. Spontaniczna muzykoterapia. Potem, w „kuluarach” gadają z gośćmi, robią im herbatę.
– Oni to, hmm, śpiewają jak umieją. A my mamy w repertuarze Ordonkę! Taką zwyczajną i zrobioną na hip-hop. Nawet w prawdziwym teatrze wystąpiłyśmy, pierwszą nagrodę dostałyśmy. I dużo u nas prawdziwych talentów – choćby Ewa. Czarna, szczupła, prześliczne oczy. Nie ma 15 lat. Po występie radomskich „górali” podchodzi do mikrofonu. Spokojnym, ciepłym, jasnym sopranem śpiewa piosenkę Natalii Oreiro, latynoskiego „zbuntowanego anioła”. Brawa! Słowiański zbuntowany anioł jest w poprawczaku za pobicia i groźby karalne. Taka zdolna, umuzykalniona, wrażliwa!? – Jestem bardzo wrażliwa – zapewnia krótko. – I chciałabym kiedyś śpiewać. Teraz? Teraz tu mi dobrze. A na co dzień praca. Dziewczyny, co nie umiały posprzątać po sobie, muszą sprzątać. I gotować, i prać. I muszą się uczyć zawodów. Życioterapia. A chociaż czasem kręcą nosem, nigdy nie wiadomo, co się w życiu przyda. Taka Melcia-wariatuńcio. Na żadnych warsztatach sobie nie radziła: ani na fryzjerstwie, bo jak nie pociągnie klienta za łeb. Ani na szyciu, bo jak szalona jeździła z maszyną po całej sali. Aż tu kiedyś na haft ją zaprowadzili. Takie pitu-pitu ten haft, mówiły dziewczyny. A Melcia, jakimś cudem, załapała. Szast, prast, jedna makatka, druga. Pierwsze w życiu sukcesy! I tak się w robotę wciągnęła, że jak wyszła z zakładu, dzieci urodziła, to choć skromnie, ale z tego haftowania się utrzymuje.
Cześć, Tereska II
Najbardziej znana księżniczka z Zamku, Ola, zwana Tereską, z tych wszystkich muzo-, psycho- i innych terapii – nie skorzystała. Papcio wzdycha. – Jednej godziny jej mówię, że do Stanów leci, że kariera przed nią, bo przecież ten jej film „Cześć, Tereska” to przebój. Kolejna godzina: biegnie mi tu, rzuca się na szyję, cieszy, że wielką aktorką zostanie. Dwie godziny potem znika. Czasem one chcą dobrze, ale wychodzi... Takie z nich Tereski. Ale Tereskom się czasem udaje: pani dyrektor w poważnej firmie to papcina wychowanka. I odpowiedzialna księgowa, i kilka studentek. Ale nie chodzi o to, żeby wszystkie zdobyły Mount Everest. Ważne, żeby co-dziennie się wdrapywały nawet na małe pagórki. A jeśli spadną, żeby zaczęły od nowa. Końcówka listopada jest wyjątkowo ciepła. W ogrodzie przyzamkowym jeszcze wszystkie liście nie spadły. I tylko na plac zabaw kapie drobny deszcz. Plac zabaw? Dla nastolatek z poprawczaka? – Przecież one w lecie szaleją na tych huśtawkach, jakby dzieciństwo przeżywały od nowa!
Obok – Madonna gipsu. Pod kapliczką – znicz. I napis wykaligrafowany przez zbuntowaną księżniczkę: „dla moich rodziców”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |