O małych i wielkich samotnościach, automacie na radosne życie i karierze matki-Polki z Natalią Niemen rozmawia Agata Puścikowska.
Natalia Niemen (ur. 1976 w Warszawie) piosenkarka muzyki chrześcijańskiej. Ukończyła średnią szkołę muzyczną w Warszawie w klasie altówki. W 1998 roku ukazała się jej pierwsza solowa płyta „Na opak”. Potem została wokalistką zespołu New Life’m oraz chórzystką i solistką zespołu Trzecia Godzina Dnia. Koncertuje także z własnym programem wraz z mężem Mateuszem Otrembą (Mate.O). Jest córką muzyka Czesława Niemena i modelki Małgorzaty Niemen.
Agata Puścikowska: Córka wielkiego Niemena rozpoczęła karierę piosenkarki. Po nieudanej próbie podbicia list przebojów zaszyła się domowych pieleszach i śpiewa, że bycie mamą to kariera. Tak wygląda Twoja historia?
Natalia Niemen: – W baaardzo dużym skrócie (śmiech). Moja historia to tak naprawdę oddanie życia Jezusowi i chodzenie za Nim.
To od początku. W dzieciństwie czułaś się „inna”? Traktowano cię jako córkę TAKIEGO ojca?
– No właśnie nie czułam się niezwykła. Razem z siostrą byłyśmy wychowywane skromnie – bez przepychu, bez setek zabawek w pięciu szafach. Ojciec brzydził się lansem dzieci, choć zachęcał nas do rozwoju muzycznego. Rodzice nas kochali, ale nie rozpieszczali, nie wmawiali nam „wielkości”, bycia lepszymi. Jako dziecko byłam też blisko Pana Boga, zaczytywałam się w żywotach świętych. Dzieciaki za oknem się bawiły, a ja na poważnie odmawiałam w pokoju Różaniec. Październikowe, majowe obchodziłam nie dla rozdawanych naklejek...
Czuję, że będzie jakieś „ale potem”...
– Zgadza się. Jako nastolatce szaleńczo brakowało mi akceptacji ze strony rówieśników. Wśród kolegów i koleżanek bardzo długo czułam się wyobcowana ze względu na swoją wrażliwość duchową i emocjonalną. Skuteczną próbą zwrócenia na siebie uwagi była wykalkulowana decyzja, by z osoby porządnej stać się bałaganiarą, z powściągliwej – mało kontrolującą, z niecierpiącej zapachu tytoniu – popalającą. Co gorsza, motorem owych działań było obejrzenie dość durnego filmu o losach młodzieży, znajdującej taką właśnie pseudowolność. Do dziś nie mogę się nadziwić, ileż głupoty w łepetynie mi siedziało (śmiech). Owe zacho-
wania są jednak nieuniknione w tym wieku. Dodatkowo, diabeł pracuje na pełnych obrotach, by szczególnie młodego człowieka utwierdzać w błędnym przekonaniu o nim samym. Dodaj do tego grzeszną człowieczą naturę, a wyjdzie mieszanka pt. „jestem do kitu, jestem gorsza, brzydsza, nic mi nie wychodzi”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |