Po stu latach od śmierci Maria Konopnicka stała się symbolem grafomanii i klasycznym przykładem nudy wiejącej z lektur szkolnych. A jaki jest olbrzymi ładunek współczucia zawarty w jej twórczości.
Blisko zwykłych ludzi
Ta zdolność współodczuwania stanie się znakiem rozpoznawczym dzieła Marii Konopnickiej. W swoich utworach autorka często będzie stawać po stronie słabych – bez względu na to, czy będą to chłopi, kobiety czy męczone przez „Prusaka” dzieci. O doskonałym rozumieniu dziecięcych problemów i radości świadczy jej twórczość dla najmłodszych. Takie utwory jak „O krasnoludkach i sierotce Marysi”, „Stefek Burczymucha” czy „Na jagody”, dały początek nowoczesnej literaturze dla dzieci. Dziś to już klasyka i nie wyobrażamy sobie edukacji naszych pociech bez tych utworów. Ale w czasie, kiedy powstawały, niewiele było literatury tak silnie rozbudzającej wrażliwość najmłodszych. Umiejętność pisania dla maluchów nie wzięła się oczywiście znikąd. Konopnicka miała przecież doświadczenie w wychowaniu sześciorga dzieci (dwoje zmarło zaraz po porodzie). Jej życie rodzinne nie układało się jednak dobrze. Po dziesięciu latach nieudanego małżeństwa ze starszym o dekadę Jarosławem Konopnickim odeszła od męża i znalazła się na warszawskim bruku. W tym samym czasie zaczęła uczestniczyć w konspiracyjnych i jawnych akcjach społecznych. Pracowała najpierw jako korepetytorka, a następnie redagowała pismo dla kobiet „Świat” – w czasach, kiedy kobietę-dziennikarza rzadko można było spotkać. Materiały do reportaży i prozy zbierała, chodząc po salach sądowych. To wyjaśnia, dlaczego jej twórczość była tak blisko prawdziwego życia zwykłych ludzi.
Zakryj mnie dłonią
Ciekawe, że najlepsze rezultaty odnosiła Konopnicka w formach dziś pogardzanych: poezji społecznej, okolicznościowej, wręcz użytkowej. To one przyniosły jej sławę, o którą zresztą dość skrzętnie zabiegała przez rozwijanie sieci kontaktów, dyskretne liściki i – jak zauważa Kamieńska – „obsługiwanie dziesiątków jubileuszy, rocznic, zebrań i zjazdów”. Na ile stała za tym walka o byt dzieci, a na ile zwykła próżność artystki – trudno dziś orzec. Trzeba jednak powiedzieć, że pisarka robiła to skutecznie. Największą sławę przyniosła jej chyba jednak liryka patriotyczna, a słynna „Rota” o mało nie została hymnem narodowym. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości pieśń ta była bowiem kontrkandydatką „Mazurka Dąbrowskiego” do tego miana. Po raz pierwszy wykonano ją publicznie, z muzyką Feliksa Nowowiejskiego, podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie, dokładnie w 500. rocznicę bitwy pod Grunwaldem.
Wątki patriotyczne mieszają się w twórczości Konopnickiej z rozważaniami na temat historii w ogóle. Dzieje Polski konfrontowane są tu z dziejami świata, a zbiorowość – przeciwstawiana jednostce. Jakie jest miejsce Boga w tym wszystkim? Nie da się ukryć, że niemal przez całą swoją twórczość poetka toczy spory ze Stwórcą, nieraz oskarża go o obojętność na ludzkie cierpienie, brak litości czy nawet okrucieństwo. Sama wybiera życie aktywne, w pełni poddane rozumowi. Ale w ostatnich utworach jej głos cichnie i brzmi raczej jak głos biblijnego Koheleta, dostrzegającego marność wszelkich ludzkich poczynań. W wydanym w całości dopiero po śmierci pisarki poemacie „Imagina” jest miejsce także na modlitwę taką jak ta:
O, bądź miłościw, i na małą chwilę
Zakryj mnie dłonią, jak ptaka bez pierza!
Niech odrobiną prawdy się posilę,
Niechaj dokończę mojego pacierza,
Niech kwiat zasiany wzejdzie na mogile,
Niechaj posłucham, jak serce uderza,
Niechaj lot wezmę przez okrąg słoneczny…
Ty możesz czekać! Ty, ty jesteś wieczny!
artykuł z numeru 40/2010 Gościa Niedzielnego
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |