– Cześć, kochanie, przedstawiam ci moją żonę… Taa, właśnie się pobraliśmy. Tak że… dzięki za ostatnie cudowne cztery lata, ale teraz żegnaj. Aaa, prawda, dzieci… no, jakoś sobie poradzisz. Pa.
Dwója z biologii i filozofii
Moglibyśmy jeszcze wiele szczegółowych rozwiązań projektu ustawy wymieniać. Ale to, co już sobie powiedzieliśmy, wystarczy, by rozumieć intencję autorów. W uzasadnieniu powołują się oni na statystyki, które „wskazują, że coraz więcej par prowadzi wspólne życie w związkach nieformalnych, bez zawarcia małżeństwa. O zwiększającej się liczbie rodzin tworzonych przez związki partnerskie, zwane również konkubinatami, może świadczyć rosnący współczynnik dzietności pozamałżeńskiej”. Krótko mówiąc, nowe prawo ma tylko wyjść naprzeciw tendencji, która i tak jest nie do zatrzymania. To typowe dla myślenia lewicy: prawo ma ulegać masowym zachciankom, a nie wychowywać społeczeństwo. Kryterium prawdy jest tutaj statystyka (czasem zresztą sprawnie zmanipulowana), a nie prawo natury i zdrowy rozsądek. A przeciwnicy takich ustaw nie mogą narzucać swoich „religijnych poglądów” inaczej myślącym.
Tymczasem religijne poglądy można mieć na temat Zmartwychwstania (tzn. wierzyć lub nie), ale w przypadku definicji małżeństwa lub praw mu przysługujących decydują oceny z biologii w podstawówce (posłowie lewicy chyba mieli pod górkę) i racjonalizm (polecam dobre podręczniki z filozofii). Oczywiście, konkubinaty i wolne związki, także gejowskie, są i będą nadal istniały. Tylko jakim prawem państwo ma wchodzić z butami w tę prywatną sferę? Jakim prawem państwo miałoby sankcjonować związek, który otrzymuje przywileje dotąd zarezerwowane tylko dla tych, którzy chcą i są w stanie przyjąć też na siebie obowiązki na całe życie?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |