Wyrzucili telewizor, bo im przeszkadzał, siódemkę dzieci postanowili uczyć w domu. Gdy to usłyszał ich proboszcz, powiedział: super, ale nie poradzicie sobie. Ale sobie radzą. I jeszcze włączają się w projekty, z których mają niewiele albo nic. Wystąpili w koncercie charytatywnym na rzecz wolontariuszy gdańskiej Caritas „Pola Nadziei – dziękujemy!”. O życiu i radości oraz trudach wychowania i wakacjach z Joszko Brodą i jego żoną Deborą rozmawia Andrzej Urbański.
Za chwilę wyjedziemy na zasłużone wakacje. Jak spędzić je mądrze?
J.B.: – Mam kolegę, który wyjechał kiedyś na wakacje swojego życia. Jeździł po całej Europie. Nikomu niczego nie brakowało. Żyć nie umierać. Na końcu wycieczki przyjechali do domu mojego teścia, posiedzieli tydzień i kolega zapytał dzieci, gdzie było najfajniej. Odpowiedziały, że w tym ostatnim miejscu. Tak naprawdę dzieciom nie trzeba specjalnych atrakcji. W domu mojego teścia był tak duży poziom miłości, było tak dużo wspaniałych relacji z rówieśnikami, że wszyscy, którzy przyjeżdżają w to miejsce, mówiąc młodzieżowym językiem – „wymiękają”. Kiedyś z Deborą mieliśmy takie wakacje, podczas których kupowaliśmy sobie wszystko. Wróciliśmy do domu bardzo zmęczeni. I zadaliśmy sobie wówczas pytanie, czy tak ma wyglądać nasz odpoczynek i życie. Zrobiliśmy to, co chcieliśmy, i nie jesteśmy szczęśliwi. To jakiś paradoks. A przecież tak naprawdę chodzi o to, w jaki sposób się przeżywa życie. Dzisiaj widzimy, że najwspanialsze momenty to te, kiedy razem możemy spędzić czas Niezależnie od miejsca. Szczęście na pewno nie wiąże się z wylotem samolotem do Bułgarii.
Uczestniczyliście w koncercie charytatywnym „Pola Nadziei – dziękujemy!” dla wolontariuszy Caritas. To, że przystąpiliście do tego projektu, świadczy, iż nie jesteście obojętni na problemy ludzi potrzebujących.
J.B.: – Ostatnia płyta naszego zespołu „Potwory wyłażą z nory” jest naszym przekazem właśnie dla ludzi potrzebujących – tych, którzy nie mogą odnaleźć się w swojej rzeczywistości, tracą nadzieję, nie widzą kierunku, w którym mogliby zmierzać. My ten kierunek chcieliśmy pokazać w piosenkach – nasze życie jest okrętem, który płynie do nieba.
Dom Hospicyjny Caritas jest jednym z wielu hospicjów w całej Polsce. Temat nadziei w tym miejscu ma szczególny wymiar. Jak to jest z tą nadzieją w Waszym wypadku, kiedy zmagania o codzienność mogą przytłaczać?
J.B. i D.B.: – Jak jest nadzieja, to zmagania nie przytłaczają. Gorzej, gdy nadzieja słabnie. Walka oczy się o to, by nie tracić nadziei.
Jakie jest Wasze podejście do śmierci? To kres czy początek? Czy młody człowiek powinien zadawać sobie pytania o śmierć?
J.B. i D.B.: – Pytanie o śmierć jest jednocześnie pytaniem o sens życia. Kim jestem? Dokąd idę? To pytanie, które dotyka tak głęboko, że człowiek bez wiary nie jest w stanie z nim się skonfrontować. Dlatego żyjemy w społeczeństwie, w którym ludzie, szczególnie młodzi, szukają rozrywek, zabaw, sposobów na „zabicie czasu”. Chcą zabić czas, bo on nieustannie przypomina im o śmierci, o przemijaniu. Jeśli ktoś chce żyć pełnią życia, musi stanąć oko w oko ze swoją rzeczywistością, żyć ze świadomością zbliżającej się śmierci.
Czy uważacie, że możliwe jest patrzenie na śmierć bliskiej osoby przez pryzmat zaufania i nadziei?
D.B.: – Gdy miałam 14 lat, zmarła moja siostra. Choć byłam pewna, że ona jest w niebie, to jednak ból był ogromny. Teraz myślę, że nasze ponowne spotkanie wynagrodzi mi tamto cierpienie... Niedawno byliśmy na pogrzebie Piotrka „Stopy” Żyżelewicza. Gdy dzieciaki z Arki Noego śpiewały „Nasz Ojciec mieszka w niebie”, pomyślałem sobie, że te słowa mają teraz dla dzieci Piotrka podwójne znaczenie... Myślę, że Piotrek jest w niebie. Bóg go zabrał, bo był już na to gotowy. Gdy w Domu Hospicyjnym spotykam się z pacjentami i ich rodzinami, próbuję z nimi rozmawiać nie o śmierci, ale o życiu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |