Pan Stefan robi parowozy od ćwierćwiecza. Najnowszy model, niemiecki Br 50 w skali 1:15, tworzy razem z synem Irkiem
Pan Stefan robi parowozy od ćwierćwiecza. Najnowszy model, niemiecki Br 50 w skali 1:15, tworzy razem z synem Irkiem
Zdjecia Karolina Pawłowska /Foto Gość

Stoi na stacji lokomotywa…

Brak komentarzy: 0

Karolina Pawłowska

GOSC.PL

publikacja 01.05.2015 06:00

Pracownia Stefana Bochenka to miejsce, gdzie Tuwimowe strofy niemal od razu przychodzą do głowy. I nie ma znaczenia, że lokomotywy ze szkolnego wierszyka zrobione są z papieru.

To, że wykonano je z kartonu, widać jedynie w fazie produkcji. Kiedy model jest gotowy, łatwo ulec złudzeniu, że parowóz wyjechał prosto z fabryki. Tyle że pomniejszony dwadzieścia razy.

Kolosy z duszą

– Jak się w nich nie zakochać? – pyta z uśmiechem pan Stefan. – Spalinówka to spalinówka, a parowóz ma duszę – dodaje z filozoficznym namysłem, pokazując kolejne albumy poświęcone historii kolejnictwa. Wiele z modeli, które znajdują się na ich kartach, już wyszło spod zręcznych palców białogardzkiego modelarza. – Nie ma dwóch identycznych parowozów, jak nie ma dwóch identycznych ludzi na świecie. Każdy inaczej parę robił i do każdego inaczej podchodzić trzeba było. Dlatego do parowozu przypisane były dwie stałe drużyny, które umiały się dogadywać ze swoją maszyną i wiedziały, jak robić parę. Jak trzeba było kogoś „na dziko” do grafika wpisać, to wiadomo było, że będzie musiał się nieźle napocić – tłumaczy. – Dziś można kilka z nich zobaczyć już tylko w skansenach. W Wolsztynie podczas parady albo jak nad morze leci raz do roku „Pirat” ciągnięty przez zabytkowy parowóz. Niedługo zostaną po nich tylko zdjęcia i modele takie jak moje – mówi pan Stefan.

Ze stworzonych przez niego cudeniek rzeczywiście można uczyć się historii kolejnictwa. W równiutko ustawionych na regale segregatorach znajduje się dokładna dokumentacja wykonanych modeli. Pan Stefan sporządza rysunek techniczny każdego podzespołu i detalu. Z benedyktyńską cierpliwością przelicza wymiary, zmniejsza i sporządza rysunki. – Najmniejszy drążek czy wahacz. Wszystko musi być jak w prawdziwej lokomotywie! – zastrzega. – Ktoś, kto się nie zna, pewnie tego nawet nie zauważy, ale prawdziwy znawca tematu mógłby mi zarzucić niedopatrzenie – do tego pan Stefan żadną miarą nie chciałby dopuścić. Jest profesjonalistą w każdym calu. Nie ujdzie jego uwadze nawet półtoramilimetrowy element. Zależy mu, by jego modele były idealnym odwzorowaniem oryginałów.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń ten artykuł Zagłosowało 0 osób.
Średnia ocena to -.

Reklama

Reklama

Autopromocja