Z Zosi wylewa się miłość

Ile mam dzieci? Jednego adoptowanego syna... – mówi Zofia Czuk z Jastrzębia-Zdroju. – No dobrze, mam wiele duchowych dzieci, nawet ich chyba nie zliczę. Ale Adaś jest tylko mój, a ja jestem jego mamą.

Poznałam go, kiedy miał 10 lat, mieszkał w domu pomocy społecznej. Nie chodził, nie mówił, nie sygnalizował swoich potrzeb fizjologicznych, leżał w pampersie, był karmiony papkami. Wszystko brał do buzi, gryzł swoje ubranko. Miał mocno posuniętą chorobę sierocą. Leżał na poduszce i cały czas kręcił główką, aż z tyłu włosy miał wytarte. Taki chudziutki, sama skóra i kości. Wzruszał mnie, porwał moje serce. Pokochałam go i ta miłość dojrzewała we mnie, aż do momentu, kiedy nie potrafiłam sobie wyobrazić życia bez Adasia. To jest uczucie, które przez cały czas dodaje mi siły. Pomimo moich 62 lat ciągle czuję się młoda i mam dużo siły, żeby być dla niego, pomagać mu, opiekować się nim. Kochać go.

Dlaczego?

Zawsze marzyłam o tym, żeby mieć liczną, szczęśliwą rodzinę. Wyszłam za mąż. Mój mąż też pragnął mieć kilkoro dzieci. Ale nie wyszło tak, jak sobie wyobrażaliśmy. Okazało się, że nie mogę być matką... Nasze małżeństwo nie wytrzymało tej próby. Rozpadło się. Ale pragnienie macierzyństwa, tęsknota za tym, by nosić w sobie człowieka, urodzić go, wychować, cały czas pozostały. I kiedy przyjdę do nieba, to od progu zapytam Pana Boga: „Dlaczego? Dlaczego złożyłeś w moje serce to pragnienie, skoro nie mogło być na ziemi zrealizowane...?”. Moja mama opowiadała, że odkąd byłam małą dziewczynką, pociągali mnie ludzie odpychani przez świat, lekceważeni, smutni, nieszczęśliwi. Lgnęłam do nich. Być może dlatego moje serce od początku przylgnęło właśnie do Adasia. Dziecka niekochanego, niegłaskanego, nieprzytulanego. Był śliczny. Choć wyglądał na o wiele mniej lat, niż miał w rzeczywistości.

Kiedy go poznałam, miał dziesięć lat, a ja byłam przekonana, że najwyżej sześć... Bał się dotyku, nie znał go. Uciekał, kiedy ktoś chciał go objąć. Dzisiaj to wszystko się zmieniło. Adaś sam podchodzi, gdy widzi, że ktoś jest zmartwiony, przytula go. Nie mówi. Nie potrafi przekazać swoich potrzeb, zwerbalizować emocji, wyrazić uczuć. Ja jednak już go dobrze znam. Wiem, kiedy się złości, kiedy się cieszy, jest smutny, szczęśliwy. Potrafię się w niego wsłuchać.

Zabierz Adasia do domu

Przez dwa lata dojrzewałam do decyzji, żeby stać się „pełnoetatową” mamą dla Adasia. To był czas, kiedy moja miłość macierzyńska do niego rozkwitała, to już nie było zauroczenie, to na pewno nie była litość. Pokochałam Adasia z wzajemnością. Upośledzony chłopczyk, który nigdy nie płakał, nie eksponował swoich emocji, teraz, za każdym razem, kiedy go zostawiałam, zalewał się łzami. Kiedy wyczuwał, że kończy się moja wizyta i zaraz sobie pójdę, zamykał się w łazience.

Pękało mi serce. On zostawał taki zapłakany na miejscu, a ja płakałam w samochodzie w drodze do domu. Ostateczną decyzję podjęłam podczas tygodniowych rekolekcji w ciszy. Tam pytałam Jezusa, co chce, żebym z tym zrobiła. W trakcie adoracji Najświętszego Sakramentu usłyszałam w sercu wyraźny głos: „Zabierz Adasia do domu”. I tak jesteśmy razem już 11 lat. Adaś zrobił cudowne postępy. Wstał z łóżka, zaczął chodzić, korzystać z toalety, w prosty sposób komunikować się ze mną. Lekarze mówili, że to niewiarygodne, jak szybko się rozwija. Ci mądrzejsi przyznawali, że to dlatego, że chłopiec czuje się nareszcie kochany. Bo przekonał się, że dla kogoś jest najważniejszy na świecie. I nagle w wieku 18 lat z dnia na dzień Adam przestał chodzić. Bez jasnej przyczyny medycznej. Myślę, że mogło to być spowodowane wyjazdem Adasia na olimpiadę. Beze mnie. I być może to wzbudziło w nim taki lęk przed kolejną utratą tego, co było już tylko jego; tej miłości, której był już pewien. Podświadomie cofnął się do etapu, kiedy nasza relacja się budowała, a ja byłam mu całkowicie niezbędna.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg