Małżeństwo przez wielkie M

O szklanych domach, modnych garsonkach i chorobie jako konsekwencji grzechów z Katarzyną Motyl rozmawia Monika Augustyniak.

I co wtedy? Wróciła Pani do szklanych wieżowców, garsonek i pracy ponad siły?

Przez jakiś czas pracowałam jeszcze w dużej firmie, ale kiedy zaczęto mi wyliczać czas na siusiu, stwierdziłam, że mam dość. Zrobiłam sobie miesiąc wakacji i zaczęłam szukać nowej, spokojniejszej pracy. Nasz młodszy syn zaczął się przygotowywać do Komunii św., więc i ja zaczęłam bywać w kościele. Postanowiłam pójść do spowiedzi. Po 10 latach weszłam do konfesjonału i klęczałam tam przez całą Mszę św. Ksiądz mnie nieźle przemaglował. Do dziś pamiętam tę wielką ulgę, jaką czułam po uzyskaniu rozgrzeszenia. Za jakiś czas mąż wyczaił REO [Rekolekcje Ewangelizacyjne Odnowy – przyp. aut.]. Oczywiście, byłam sceptyczna, ale pomyślałam, że muszę go pilnować. (śmiech) I na spotkaniu o miłości Bożej ksiądz powiedział: „Choroba nie jest karą za grzechy, ale ich konsekwencją”. To zdanie było do mnie. Wciąż nie mogłam sobie przebaczyć tego, że mąż zachorował przez moją głupotę, że skutki choroby, nie tylko fizyczne, ale i psychiczne, będą się ciągnęły w naszej rodzinie już na zawsze. Ale od tego momentu Bóg zaczął uzdrawiać moje poczucie winy i pomógł mi przebaczyć sobie. Wtedy zaczęliśmy tak na dobre wracać do Boga i do siebie. Uporządkowaliśmy nasze życie. Po 12 latach małżeństwa uczyliśmy się wszystkiego od początku.

Wasz syn Janek jest wiele lat młodszy od rodzeństwa. Czy to prezent od Boga?

Zdecydowanie tak. Kiedy odeszłam z pracy i żyliśmy z jednej pensji, okazało się, że jestem w ciąży. I tak z dobrze sytuowanej rodziny staliśmy się nagle rodziną z problemami finansowymi. Wiedziałam, że nikt mnie nie zatrudni. Ale Bóg zawsze się o nas troszczył. Teraz nam się nie przelewa, ale nie brakuje nam jedzenia, mamy gdzie spać. Gdy było trudno, pomagała nam wspólnota, do której wstąpiliśmy po REO. Powierzyliśmy Jezusowi nasze życie ze wszystkim. Oddaliśmy Mu karierę, pieniądze, a On podarował nam najpiękniejszy prezent – dziecko. No i dostaliśmy radość życia w wierze, we wspólnocie i małżeństwo przez duże „M”.

A co ze znajomymi z wielkiego świata? Nadal utrzymujecie kontakt?

Kiedy Gabriel zachorował, ulotnili się dyplomatycznie. Teraz spotykamy się raz na jakiś czas. Niemal wszyscy są po rozwodzie. To dowód na to, że wielki świat, karierę i pieniądze trzeba okupić wysoką ceną, zazwyczaj rodziną. My uchodzimy w ich kręgu za dziwolągi. Ale jesteśmy szczęśliwi i wiem, że wygraliśmy wojnę o nas.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg