Projekt „Wodzirej”. Jest kimś, kto aktywizuje ludzi na imprezie, nie robiąc z nich pośmiewiska. Mówi, że prowadzi zabawę na poziomie, ale jednocześnie pełną szaleństwa.
– Moim wielkim pragnieniem był powrót do Polski. Miałam nadzieję, że coś temu krajowi dam z siebie – mówi Irena Anglikowska.
Nikt nie chce myśleć o czarnych scenariuszach w życiu. Oni też się go nie spodziewali. A jednak wiara i ludzie, którzy wsparli ich we właściwym czasie, pomogli w podjęciu właściwych decyzji.
- Dziadkowie też mają prawo do samorealizacji. Nie można ich traktować jak pomocy domowej. Osoby, które dają się wmanewrować w taką sytuację, z czasem gorzknieją, tracą swobodę decydowania o sobie i swoim czasie - mówi Krystyna Frąszczak.
Robią to, co lubią. Wychowują czwórkę dzieci i wystarcza im na godne życie. Mieszkają na wsi, ale w ciągu roku spotykają tylu ludzi, że mógłby im pozazdrościć mieszkaniec wielkiego miasta. Kim są ci wybrańcy?
Przystają w bramach praskich podwórek i rozkładają mobilną szkołę z nadzieją, że dzieci nie podzielą losu rówieśników: nie skończą na marginesie, nie będą miały kuratorów, nie pójdą do więzienia
Mają po 27 lat. Przed 7 laty lekarz powiedział, że o dzieciach mogą zapomnieć... Wkrótce potem urodziła się Zuzia, dalej Blanka, a w sierpniu pojawi się kolejny mały cud.
Na pierwszy rzut oka to dwie zwyczajne gimnazjalistki. Tak przynajmniej żarliwie przekonują, kiedy słyszą o sobie, że są bohaterkami. Kaja Stanaszek i Patrycja Bożek mają po 13 lat i umiały spontanicznie odwieść od samobójczego kroku mężczyznę.
„Najpierw musisz dać coś z siebie, by móc później wymagać” – tak, najkrócej rzecz ujmując, brzmi motto życiowe Justyny Wesołowskiej, która chce zmienić wizerunek tarnobrzeżanek.
Tu nie ma jedynek. Książki można czytać na trampolinie, liczyć sztućce na stole, a historię Polski poznawać przy grobie ks. Popiełuszki. To szkoła mamy i taty.