Zaczęło się od strachu przed Caritas. Dzięki ciężkiej pracy strach zniknął i wiele osób zgłasza się do bezinteresownej pomocy.
Chorym potrzebne są nie tylko leki i sprzęt medyczny, ale także obecność drugiego człowieka, pełna zrozumienia i miłości. Wiedzą o tym pielęgniarki, pracujące w Domowym Hospicjum. Choć są zawodowymi pielęgniarkami, często stają się wolontariuszkami. – Narodowy Fundusz Zdrowia wyznacza bowiem limity, które z konieczności są przekraczane. Mimo braku środków na opiekę dla poszczególnych chorych podejmujemy się odwiedzin i pomocy medycznej. W tej chwili mamy dwie osoby poza limitem NFZ. Nie chodzi przecież o ekonomię, ale o człowieka. Nikomu nie odmawiamy – mówi Maria Łęgowska.
Każda sytuacja jest indywidualnie rozpatrywana. Czasem wystarczy poinstruować rodzinę, pomóc zorganizować opiekę z udziałem najbliższych. Są jednak sytuacje, gdy mimo finansowych ograniczeń trzeba odwiedzać chorych i opiekować się nimi. – Nagrodą są wtedy słowa naszych podopiecznych. Pamiętam jedną z pacjentek, która powiedziała: „Nie wiem, co bym zrobiła bez pani. Bóg mi panią zesłał”. To wystarczy za wszystko – mówi Teresa Borkowska. Natalia z wolontariatu jest jej córką. Razem są zaangażowane w różne akcje Caritas. – Moja córka od najmłodszych lat była bardzo wrażliwa na potrzeby innych. Pomaga rodzinie i znajomym. Wiele osób przychodzi do niej z różnymi sprawami. Udziela nawet korepetycji – mówi Teresa.
Dziesięć lat funkcjonowania Domowego Hospicjum w Nidzicy i pracy nad budzeniem wrażliwości społecznej przynosi owoce. Działalność młodych i starszych osób sprawia, że wrażliwość staje się powoli cechą wielu nidzickich rodzin. Żeby innym było łatwiej żyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |