– Dwa razy „ratunek” z mielonym! – woła Ramona Błachowicz do otworu w podłodze przy barze. Jej szefowa Gabriela Grzybek uśmiecha się. – Ktoś kiedyś pomógł mnie... Staram się oddać choć część tego, co sama dostałam.
Na ratunek
Pani Gabriela nastawiła się na młodzież. Jako mama studentów – Macieja i Agnieszki, wiedziała co, gdzie i za ile chcieliby jadać. Początkowo dla studentów odległość całego miasta – z Uniwersytetu Śląskiego do centrum – to było za daleko. Pocztą pantoflową rozeszła się wiadomość o „zestawach ratujących życie”. – Czasem nawet ktoś pyta: „a to coś na kaca może?”. Kuchnię prowadzimy jak w domu – czasem zostają nam pełnowartościowe produkty, które w następnym dniu wykorzystujemy tak, żeby jedzenie się nie zmarnowało, by go nie wyrzucać. „Ratunek” to zawsze niespodzianka, zależna od kulinarnej fantazji pań kucharek. Ale to zawsze pełnowartościowe danie. Dziś na przykład – gulasz albo mielone. Do tego ziemniaki i surówki. Za 5 złotych normalna, solidna porcja.
– Trochę nas dziś przeraziło to „wspomnienie PRL-u” w menu, w postaci panierowanej mortadeli, dlatego wybraliśmy „ratunek” – mielone, ziemniaki i surówki. Za 5 złotych – dla studenckiej kieszeni prawdziwy ratunek. No i atmosfera jak u babci. Często tu bywamy – mówią Przemysław Starowicz i Michał Paluchiewicz. Z pobliskiego targowiska przychodzą po „ratunek” tamtejsi pracownicy. Czasem wybierają też zupę – za 3,50 zł. Potem wpisują w Księdze Gości: „Dziękuję za uratowanie życia po raz kolejny”.
Kiedy po południu robi się większy ruch w restauracji, pani Gabrysia zbiega do kuchni i ponagla: tempo, tempo, trzeba kolejne życie szybko ratować! – Mówimy o tych zestawach: „ratunek”. Czasem śmiesznie brzmi, jak wołam do pań: „Meksyk na ratunek dwa razy” (to potrawka meksykańska) – dodaje Ramona.
Kawa za złotówkę
Okazało się jednak, że to nie studenci zostali grupą, która najliczniej odwiedza Śrutarską 37. Chętnie zaczęły przychodzić tu osoby starsze. – Naprawdę tutaj emeryci kupią kawę za złotówkę? – pytają z niedowierzaniem Iwona Senkerik i Anna Kocyan, goście z drugiej strony Olzy, z okolic Jabłonkowa. Pani Iwona przyszła drugi raz: – Tu panuje zupełnie inny styl i atmosfera. Jest tak przytulnie. Od razu mi się spodobało – opowiada. – Wróciłam, przyprowadziłam koleżankę, a czekamy jeszcze na dwie inne.
– Moi dziadkowie i rodzice już nie żyją. Chyba dlatego nasi seniorzy są mi szczególnie bliscy – podkreśla Gabriela. – Kiedyś pani kucharka przyniosła mi artykuł z gazety, że gdzieś na Śląsku seniorzy mają w wyznaczonych godzinach w wybranych restauracjach kawkę za złotówkę, współfinansowaną przez ośrodki pomocy społecznej. Zrobiłam kalkulację. W godzinach dopołudniowych na obiad przychodzi niewielu gości. Dlaczego „Zakątek” ma być pusty? Nie wszystko trzeba przeliczać na pieniądze. Tak zrodził się pomysł kawy dla emerytów i seniorów za złotówkę. Stałym gościem jest tu wtedy Władysław Rodowski, rodem z Rzeszowa. – Codzienny ruch jest nam, nie najmłodszym już, bardzo potrzebny. Spacer i miłe miejsce na kawę – nie ominę tego miejsca jak tylko jestem w okolicy! – mówi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |