Rozmowa z Mariuszem Dzierżawskim z Fundacji PRO - Prawo do życia (organizującej wystawy przedstawiające zdjęcia z aborcji), pełnomocnikiem komitetu, który zebrał 600 tys. podpisów pod projektem ustawy wprowadzającej ochronę życia wszystkich nienarodzonych dzieci.
Udało się Wam dowiedzieć, że pomimo zaangażowania blisko trzydziestu organizacji oraz lewicowych środowisk dysponujących ogromnymi środkami finansowymi, nie udało się zebrać wymaganych 100 tysięcy podpisów pod projektem ustawy ułatwiającej zabijanie dzieci. Jak to możliwe, skoro na Ruch Palikota i SLD głosowało razem dużo więcej osób?
- Aborcjoniści zebrali tylko 30 000 podpisów. Myślę, że wpłynęło na to kilka czynników. Po pierwsze, poparcie dla aborcji na życzenie deklaruje w Polsce tylko kilka procent badanych. Przypuszczam, że nawet wśród osób głosujących na SLD czy Palikotów wiele jest aborcji przeciwnych. W trakcie kampanii wyborczej napisała do nas pani z Ruchu Palikota z prośbą o przyznanie certyfikatu „kandydat przyjazny życiu i rodzinie”. Ani SLD ani Palikot nie eksponowali w kampanii kwestii aborcji. Zdawali sobie sprawę, że nie przysporzy im to zwolenników.
Czy jest możliwe, że nawet zwolennicy aborcji zrozumieli, że tym, którzy posługują się ładnie brzmiącym hasłem o prawach kobiet może chodzić o realizację prawa do zarabiania na aborcji? A może zmienili swoje spojrzenie na aborcję?
- Przede wszystkim w ostatnich latach Polacy na własne oczy zobaczyli, że opowieści o tym, że aborcja to usunięcie „tkanki” czy „zlepka komórek” to kłamstwo. CBOS podaje, że jeszcze w roku 2005 57% akceptowało „prawo do aborcji”, w 2011 było takich tylko 9%. W tym okresie zrobiliśmy w Polsce prawie 200 wystaw „Wybierz Życie” pokazujących prawdę o aborcji. Znaczenie miał również proces jaki Wanda Nowicka wytoczyła Joannie Najfeld. Dzięki niemu Polacy dowiedzieli się o sutym wynagrodzeniu, jakie koncerny aborcyjne wypłacały Federze.
W dyskusjach na swoich forach feministki pisały, że znacznie chętniej pod projektem podpisywali się mężczyźni niż kobiety. To też znak czasu. Być może doczekamy się demonstracji mężczyzn (a właściwie samców) z plakatami „Twój brzuch, twoja sprawa”. Wygląda na to, że coraz więcej kobiet w Polsce widzi, że aborcja nie tylko zabija dzieci, ale również niszczy matki.
Za pomocą zabójczej klęski swojego projektu ustawy feministki udowodniły, że Polacy nie chcą zabijania nienarodzonych. Czy wiadomo, jaka była reakcja posłów na tę spektakularną klęskę aborcjonistów?
- Małgorzata Kidawa-Błońska z PO powiedziała, że Polacy odrzucają „rozwiązania skrajne”. Widać z tego, że pani poseł nie odróżnia 30 000 od 600 000. Przypuszczam, ze robi tak ze względów ideologicznych. Dla niej zabijanie dzieci z Zespołem Downa to „dobry kompromis”.
Co możemy zrobić, aby posłowie zagłosowali za zakazem aborcji?
- Kilka miesięcy temu zabrakło nam kilku głosów w Sejmie. Żeby ustawa chroniąca życie przeszła przez Sejm potrzebny jest mocniejszy nacisk społeczny. Na przykład 1 000 000 podpisów pod projektem.
Czy to oznacza, że będzie druga akcja zbierania podpisów?
- Rozmawiałem z wieloma posłami z różnych klubów. Moi rozmówcy byli zgodni co do tego, że aby przeprowadzić ustawę przez Sejm konieczne jest powtórne zgłoszenie jej jako projektu społecznego.
Projekt ustawy feministek zakładał aborcję na żądanie do 12 tyg., a w niektórych przypadkach bez ograniczeń czasowych. Jakie inne istotne postanowienia zawierał ten radykalny projekt?
- Zmuszanie szpitali do mordowania dzieci, ograniczenie klauzuli sumienia dla lekarzy, przymusowa edukacja seksualna od I klasy szkoły podstawowej, darmowa antykoncepcja dla nastolatków. W wielu krajach Zachodu to standard. Jeśli nie podejmiemy kontrofensywy, będziemy mieli taką sytuację w Polsce.
Z tego, co Pan mówi, to projekt ten to jeden wielki przymus: zmuszanie dzieci, lekarzy, szpitali, podatników do realizowania fanatycznej i radykalnej feministycznej wizji świata. A kto na nim naprawdę skorzysta?
- Feministki są tylko narzędziem. „Reformy antyspołeczne” w krajach niegdyś chrześcijańskich, czyli promocja homoseksualizmu, niszczenie rodziny, demoralizacja młodzieży opierają się na przymusie. Zapewne zarabiają duże pieniądze ludzie z biznesu aborcyjnego, ale ostatecznie i oni płacą koszty zniszczenia swego życia. Wszyscy tracą. Szatan zaciera ręce.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Natalia Dueholm, www.za-zyciem.pl , www.prawdaoaborcji.wordpress.com