Ten siódmy z duszą

O końskim ogonie na koloniach, różowym zeszycie i małżeństwie z góralem z Otylią Trojanowską ze Studzionki, finalistką konkursu „Ślązok nad Ślązokami 2011”, rozmawia ks. Roman Chromy.

Wyszła Pani za gorala spod Nowego Sącza. W Studzionce poczuł się u siebie?
– Chyba tak, bo się kochamy (śmiech). Nieraz męża trzeba przytulić do siebie i powiedzieć mu: „Jesteś mój!”. Choć kiedy poznałam Piotra, tata mi mówił: „Dziołcho, dość jest u nos fajnych synków, kaj tam nom gorola sam jeszcze przykludzisz”. I dodał: „Co siódmy gorol to jedna dusza”. Dziś myślę, że trafił mi się ten siódmy. Nie bez powodu przysłowia ludowe są mądrością narodu (śmiech).

Czym tak przekonał Panią do siebie przyszły małżonek?
– Po zapowiedziach małżeńskich pojechałam z Piotrem do jego rodziców. Oczywiście za zgodą mojej mamy i taty, którzy i tak kręcili głowami, bo „jak to dziewczyna może pojechać do swojego narzeczonego”. Co mnie ujęło w jego zachowaniu? Sposób, w jaki przywitał się z matką – objął ją i ucałował w rękę. Podobnie z ojcem. Tego nie widziałam na Śląsku. Pomyślałam sobie wtedy: „Skoro on ma taki szacunek do rodziców, to może dla mnie również będzie dobry”.

Zatem Ślązaczka z goralem – udana para?
– Oj, górale są zażarci i zawzięci, ale ja mam wspaniałego męża. Nie pije, nie pali papierosów, a na koniec miesiąca zawsze kładł na stół całą wypłatę (śmiech). Mama zawsze mi powtarzała: „Nie pyskuj chopu!”. I rzeczywiście, nigdy na ojca nie podniosła głosu. Kiedy widziała, że jest nerwowy, starała się go nie rozdrażniać. Szczerze mówiąc, wtedy, jako młoda dziewczyna, nie mogłam się z taką postawą mamy pogodzić. Myślałam o nowoczesnym małżeństwie... Teraz jednak rozumiem jej życiową mądrość. Ojciec był spokojny i... w końcu zawsze było tak, jak chciała mama (śmiech).

Wymieszaliście z mężem tradycję śląską i goralską?
– Nawet tego chciałam. Z gór przywędrowały do naszego domu m.in. pierogi, barszcz z uszkami i gołąbki. Mąż zachował własną gwarę. Z drugim człowiekiem trzeba się nauczyć po prostu żyć.

Nosi Pani śląskie szaty?
– Czuję się prawdziwą Ślązaczką. Jestem dumna, kiedy zakładam tzw. kiecki i czepiec. Ale tak nie było zawsze. Do wszystkiego trzeba dojrzeć. Potrzebowałam 20 lat, żeby docenić swoją ojcowiznę i opowiedzieć o niej innym.

Istnieje śląska duma?
– Myślę, że tak. To wewnętrzne przekonanie, że najlepiej czuję się u siebie. Śląską dumę tworzą dom rodzinny, jego obejście i szczęście dzieci. Cieszę się, że moje córki zdobyły wykształcenie. Wprawdzie mam świadomość, że w razie potrzeby powinnam mówić czysto po polsku, ale moją dumą są najbliżsi i sąsiedzi, którzy posługują się tą samą gwarą co ja. Śląską dumę współtworzy też Kościół.

Co to oznacza?
– Dzieciom zawsze powtarzam: „Bez Boga ani do proga”. Centralnym miejscem naszej wioski jest kościół, wokół niego są groby naszych ojców i dziadków. To jest mój Śląsk.
 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| RODZINA, ŚLĄSK

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg