Czy nie jest pozbawiona jakiegokolwiek interesu? A może jest tylko piękna i czysta?
Zacznijmy od tego, że jesteś zdolny. Mógłbyś… Nie zdążyła skończyć zdania, a młodzieniec już sobie pomyślał: oho, zaczyna się rozpędzać, szykuje się kolejna tyrada. Przerwał jej więc bezceremonialnie:
– Żaden ze mnie zdolniacha, ledwo liceum skończyłem i starczy. Na studia nie poszedłem i nie pójdę. Dość, że słyszę w telewizorze różnych młodych i trochę starszych doktorów i profesorów, co to mówią: „ja to moich studentów uczę tego i tamtego; ja mówię im tak czy owak”, aż bije od nich ignorancja i popaprane ideologie. Rzygać się chce! Niczego bym się od nich nie chciał uczyć.
– Może masz i trochę racji – przytaknęła mu Renia. – Ale już samo to, że masz umiejętność oceniania, świadczy o tym, że jesteś zdolny, i wykształcenie nie ma tu nic do rzeczy. Geniusz jest dostępny każdemu, nie tylko profesorom, wśród których, tak nawiasem mówiąc, odsetek głupców jest pewnie taki sam jak wśród tych, co to ledwie czytają. Trzeba tylko z całą uwagą chcieć, nie zamykać oczu ani uszu, głowie dać myśleć, a sercu pragnąć. Przecież Krasiński napisał swą genialną Nie-Boską, będąc w twoim wieku. Przecież Słowacki, Chopin, Mozart, Schubert tyle nam zostawili, choć tak krótko żyli, przecież Dostojewski…
– Ale po kiego diabła mam chcieć geniuszu – Janek zdołał jej przerwać ponownie – skoro wszystko już zostało powiedziane. Skoro mnie do Dostojewskiego niepodobna się choćby przybliżyć.
– Za to możesz się zachwycić jego myślą, tak jak wierszem Słowackiego czy muzyką Bacha, Mozarta albo Linleya. Zachwyt to pierwszy krok, najważniejszy, bo pozwoli ci zrobić następny: krok w twoim własnym dążeniu do geniuszu i prawdy.
– Jaki tam ze mnie geniusz, Reniu. Nawet nie wiem, kto to Linley, a ty chcesz, bym się zachwycił. A co do Dostojewskiego, to w naszych czasach siekiera Rodiona to pikuś, bułka z masłem, zupełnie nic. Obecnie nastoletnia poetka razem z chłopakiem wielokrotnie dźga nożem własnych rodziców, bo mają do jej boyfrienda jakieś ale. Rzekomo genialny pisarz morduje, by potem to opisać w swoim niby to dziele… Żeby być uznanym za geniusza, musiałbym najpierw mówić, jak to ja pierdolę Polskę albo jak chętnie przyłożyłbym się do zdjęcia „złomu” z Giewontu… Wybacz, ciociu, ale ja to pierdolę taki geniusz, wolę już być takim popaprańcem, jakim jestem.
– Janku, pomału, powoli, bo się gubię. Powiem ci najpierw, kim był Linley. Kimś jak Mozart, zresztą jego równolatkiem. Cudownym dzieckiem. Angielskim kompozytorem, który zginął w wieku lat dwudziestu paru. Sam sobie o nim doczytasz, teraz to łatwe, macie swoje sposoby. Mnie jednak chodzi o to, że skoro geniusz dostępny jest nawet dziecku, to tym bardziej tobie i mnie, trzeba tylko bardzo chcieć, prosić, a będzie ci dany. Coś wspaniałego wymyślisz lub tylko pomyślisz, coś pięknego zrobisz lub tylko sobie wyobrazisz, przeczujesz. Albo komuś całkowicie bezinteresownie pomożesz.
– Ależ Renato, bezinteresowności nie ma! Zawsze i wszędzie jest coś za coś: daję z nadzieją, że więcej dostanę; dziękuję, spodziewając się nagrody; przepraszam z nadzieją na uniknięcie kary.
– A miłość matki do dziecka? Czy nie jest pozbawiona jakiegokolwiek interesu, piękna i czysta?
– Piękna i czysta to może i tak, ale czy bezinteresowna? A ta przysłowiowa szklanka wody, co to będzie miał kto ją podać, opieka na starość, zapewniona lub co najmniej oczekiwana, to nie zawoalowany interes?
*
Powyższy tekst, którego tytuł i podtytuł pochodzą od Redakcji, jest fragmentem powieści "Janek Samotrzeci", autorstwa Grzegorza Kubiaka. Publikacja ukazała się nakładem Nova Rres.
Książka opowiada o losach ludzi, którzy zawierzyli swoje życie Bogu. Mimo przeciwności losu postanowili nieustępliwie trwać w wierze i przekonaniu, że Jego ojcowska ręka nie tylko każe, ale i wynagradza cierpienia.
Poznaj historię Renaty i Zbyszka i przekonaj się o tym, że wiara może wyciągnąć z największej rozpaczy.