Samorządy rozkładają bezradnie ręce: nie mają pieniędzy na oświatę, dlatego chcą zamknąć prawie 50 szkół w województwie zachodniopomorskim. Rodzice uczniów zapowiadają walkę.
Greckie klimaty
Broni nie składają także rodzice w Boleszewie i Gwiazdowie, dwóch likwidowanych podstawówkach w gminie Sławno. Zapowiadają, że będą walczyć, choćby i trzeba było wójta odwołać. Udało im się zebrać wymaganą liczbę podpisów potrzebną do rozpisania referendum. 4 marca cała gmina będzie mogła opowiedzieć się za wójtem lub przeciwko niemu. Bo – według rodziców z Gwiazdowa, inicjatorów referendum – wójt nie dotrzymał słowa. Ryszard Stachowiak, sławieński włodarz, nie wypiera się, że w czasie kampanii wyborczej na ulotce zapowiadał, że nie zlikwiduje żadnej z gminnych szkół. – Prawo mieszkańców, żeby mi to wytknąć. Ale budżet, który zastaliśmy, wskazywał, że bez żadnych inwestycji brakowało nam 1,2 mln zł, m.in. na utrzymanie szkół – mówi wójt.
Rodzice z Boleszewa pod wnioskiem o referendum chętnie się podpisali. Ich podstawówka liczy 91 uczniów razem z pięciolatkami. Część z nich dojeżdża z Rzyszczewa i Starego Krakowa, kilkoro nawet ze Sławna. Po likwidacji szkoły część z nich trafi do Sławska, a część do mniejszej szkoły w Bobrowicach. – Ten budynek jest duży, klasy są przestronne. Zerówka ma osobne wejście, dostosowaną szatnię i toalety. Nie rozumiemy, czemu zostawia się szkołę w Bobrowicach, która ma gorszą bazę, nawet obrócić się tam nie ma jak. I toaleta jest w zewnętrznym budynku. Trzeba wyjść ze szkoły, żeby się załatwić! – mówi Teresa Sawicka, przedstawiciel rady rodziców. Jacek Berliński chwali boleszewską szkołę za klimat i osiągnięcia. – W ostatnim roku mieliśmy najwyższe wyniki w testach kompetencyjnych. Od czterech lat jesteśmy w czołówce. Więc to stała jakość, a nie przypadkowa – argumentuje. – Ale do wójta nie docierają nasze argumenty. Powtarza tylko, że grozi nam bankructwo, jak Grecji. I że to my jesteśmy przyczyną.
W gminie Sławno jest 9 szkół – 7 podstawówek i 2 gimnazja. To zdecydowanie za dużo. Wójt Ryszard Stachowiak liczy: – Subwencja wynosi 6,46 mln zł, a dokładamy około 5 mln. 50 procent wydatków bieżących gminy to wydatki na oświatę. Gmina wykłada z własnej kieszeni niespotykane gdzie indziej w województwie pieniądze. Wójt spodziewał się, że decyzja o likwidacji szkoły nie przysporzy mu popularności, ale nie sądził, że będzie aż tak ostra reakcja. – Mój poprzednik też chciał zlikwidować tę szkołę. Był już projekt uchwały, ale nie chciał zaogniać sprawy. Zapowiedź referendum też traktuję jako próbę zastraszenia, żebym się wycofał z decyzji. Ale się nie wycofałem, bo chcę coś w tej gminie zmienić – przekonuje wójt Stachowiak.
Społeczna alternatywa
Rodzice z przewidzianych do likwidacji szkół przekonać się jednak nie dają. Na tydzień przed referendum, gdy odwiedzamy tutejsze szkoły, sytuacja w gminie jest napięta. W Boleszewie tym bardziej, że wójt nie chce dać zgody na przekształcenie podstawówki w szkołę społeczną. Rozmowy z władzą są na każdym spotkaniu coraz trudniejsze, bo i po jednej, i po drugiej stronie górę biorą emocje. – Sam prowadziłem stowarzyszenie wiejskie, pisałem projekty w celu pozyskania pieniędzy unijnych na przedszkole, wiem co to znaczy. To po prostu firma, która zatrudnia ludzi, ma zobowiązania podatkowe i musi prowadzić sprawy oświatowe. A stowarzyszenie z Boleszewa od czerwca nie zrobiło nic. Nie widziałem żadnego statutu, nie przedstawiono żadnego biznesplanu, nie wpłynął do mnie nawet żadne wniosek o tę szkołę – wylicza. Nie zgadza się na eksperymentowanie oświatowe. – Szkoła dzisiaj kosztuje ponad milion złotych. Jeśli zostaną tylko dzieci z Bolszewa, to subwencji oświatowej będą mieć około 200 tys. Za rok przyjdą i powiedzą, że nie mają na ZUS i że mam sobie szkołę zabrać z powrotem – przewiduje Ryszard Stachowiak.
Elżbieta Reinke, dyrektor Niepublicznej Szkoły Podstawowej w Rzecinie w gminie Rąbino, przed podobnymi dylematami stała dziewięć lat temu. – Podjęliśmy wielkie ryzyko, bo sami nie wiedzieliśmy, za co się bierzemy. W lutym 2003 r. dowiedzieliśmy się, że szkoła zostaje zlikwidowana. Wspólnymi siłami doprowadziliśmy do tego, że od września wystartowała na nowo, już jako niepubliczna – opowiada. Pierwszy rok był bardzo trudny, tym bardziej że pierwsze miesiące działali bez subwencji. – Tylko dzięki uporowi nauczycieli i rodziców udało nam się przetrzymać, ale i teraz rola dyrektora i nauczycieli różni się od tych w szkołach państwowych. Poza uczeniem potrzeba jeszcze szukać sponsorów. Bez nich nie da rady utrzymać szkoły, kupić opału, środków czystości, robić napraw – zapewnia dyrektor Reinke. Przyznaje jednak, że praca „Siłaczki” ma swoje zalety. – W tak małych klasach czy się chce, czy się nie chce, pracuje się indywidualnie. To przynosi wyniki. Może nie wszyscy na wsiach umieją to docenić, bo dla nich prawdziwa szkoła musi być duża. Za to ludzie w miastach jakby bardziej potrafią docenić małe klasy, indywidualną pracę i pełną opiekę, i z zazdrością niekiedy spoglądają na nas – dodaje z uśmiechem.
Rodzice z Boleszewa są spokojni o subwencje, bo deklaracje o posłaniu dzieci do szkoły społecznej podpisali także niemal wszyscy zainteresowani z Rzyszczewa i Starego Krakowa. – Wójt mnie pyta: „Co się pani tak czepiła tej szkoły społecznej?”. Ale szkoła jest sercem naszej wsi. Nie wiem, czy do świetlicy, tak jak do szkoły, będą przychodzić babcie, dziadkowie, ciocie, wujkowie, na okolicznościowe spotkania i uroczystości? – pyta Krystyna Burda, mama i nauczycielka w boleszewskiej podstawówce. Zapowiadają, że broni nie składają i o szkołę w Boleszewie – państwową albo społeczną – będą walczyć do końca. Albo poślą dzieci do społecznej szkoły w Słowinie, w sąsiedniej gminie Darłowo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |