– Jeśli ktoś mówi, że nie ma czasu dla Pana Boga, to często znaczy, że dał się w życiu „zakręcić”. A to Jezus jest Panem mojego życia, nie ja – mówi Zofia Borowska.
Od 26 lat Zofia i Roman Borowscy są w Domowym Kościele, czyli części Ruchu Światło–Życie formującym małżonków. – Nasza posługa w Kościele jest czymś oczywistym. Przyjęliśmy założenia ks. Franciszka Blachnickiego, który często przypominał o potrzebie zaangażowania się w życie parafii. Więc gdy proszeni jesteśmy o jakąś posługę, odpowiadamy: bardzo chętnie! – mówią jednym głosem małżonkowie.
Opłacalna desperacja
Oboje pochodzą z Wrocławia. Poznali się w liceum, a już podczas studiów, 4 lipca 1981 r., wzięli ślub. Po końcowych egzaminach za pracą przyjechali do Żagania, w którym mieszkają do dziś. Po pierwszych małżeńskich latach coś zaczęło się psuć. – Ja sama w domu z czwórką dzieci, bo Romek wtedy pracował w Niemczech. Były też częste imprezy, alkohol… Pogubiliśmy się strasznie. To był istny „chocholi taniec” – wraca pamięcią pani Zofia. Pewnego dnia stwierdzili, że potrzebują radykalnej zmiany.
– To był rok 1990. Zaproponowano nam wyjazd na rekolekcje oazowe. Potraktowaliśmy to jako koło ratunkowe… – mówi pan Roman. – Byliśmy tak zdesperowani, że wybraliśmy się tam z małymi dziećmi, z plecakami pełnymi rzeczy na dwa tygodnie… Jechaliśmy najpierw pociągiem przez całą noc i dalej autobusem do Tylmanowej. Na miejscu jeszcze ksiądz nam wypomniał, że się spóźniliśmy jeden dzień – uśmiecha się Roman Borowski. – Ale warto było! To był prawdziwy strzał w dziesiątkę. Te rekolekcje ustawiły nasze życie do dzisiejszego dnia – dodaje z przekonaniem.
Rodzina w Kościele
Od tamtego czasu państwo Borowscy przeszli całą, kilkuletnią formację oazową, a z czasem zostali animatorami i odpowiedzialnymi za Domowy Kościół w diecezji. Od 1999 roku pan Roman jest również nadzwyczajnym szafarzem Komunii św. w swojej parafii Nawiedzenia NMP w Żaganiu. – Dojrzałe chrześcijaństwo to dla nas przede wszystkim osobista relacja z Panem Bogiem. Tego nauczył nas Ruch Światło–Życie – mówi pani Zofia. – Oaza to dla nas po prostu droga do zbawienia, a zaangażowanie w różne dzieła to jedna z form wyrażania wdzięczności Bogu za to, co od Niego otrzymaliśmy. To też troska o to, by świat był choć trochę lepszy, a więc troska o przyszłość naszą i naszych dzieci – dodaje małżonek.
Pan Roman prowadzi własną działalność gospodarczą w branży budowlanej. – Nie ma więc określonych godzin pracy. Gdy w parafii potrzebny był zakrystian, nie było większego problemu, by mąż nim został. Trwało to cztery miesiące. A mnie, dla równowagi, przypadło pranie bielizny ołtarzowej i alb – śmieje się żona. Nie ma dla nich problemu, by poświęcić czas na prowadzenie rekolekcji w wakacje czy w parafii grupy dla małżonków. – W oazie nauczyliśmy się, jak wspólnie się modlić, jak rozmawiać ze sobą o trudnych sprawach i rozwiązywać codzienne problemy. Umiemy też głębiej przeżywać Mszę św. czy inne nabożeństwa w Kościele i chcemy się tym dzielić – mówi pan Roman, a żona dodaje: – Widzimy to, co się dzieje niedobrego wokół nas, ale ze spokojem patrzymy w przyszłość, bo powierzyliśmy Jezusowi nasze życie i czujemy Jego prowadzenie i obecność przy nas.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |