- Ale czad! - wykrzykuje s. Michalina. Wygląda na to, że praca chłopaków z poprawczaka zrobiła na niej wrażenie.
Plus – o krok od normalnego życia
O zaletach takiej wakacyjnej grupy roboczej każdy z wychowawców mógłby opowiadać sporo. Jeden zwraca uwagę, że chłopaki muszą się między sobą dogadywać, że przez dwa tygodnie żyją właściwie w warunkach wolnościowych, co zresztą okazuje się dla nich nie lada wyzwaniem. – Mentalność poprawczaka to m.in. bierność w podejmowaniu samodzielnych decyzji, brak umiejętności organizowania sobie czasu czy bardzo mocna presja ulegania opinii większości – wylicza psycholog. – Tutaj mogli się przekonać, jak bardzo dają się sterować poprawczakowym schematom, i mieli okazję spróbować wyrwać się spod ich dyktatury.
We Wleniu wychowankowie zauważali przyrodę, doświadczali smaku bezinteresownej pracy, obserwowali chorych i zniedołężniałych, z zaciekawieniem przyglądali się pracy i sposobowi bycia sióstr zakonnych. – Dzień dobry, Szczęść Boże, proszę pani zakonnicy – to w pierwszych dniach nieśmiałe, zabawne prośby dostosowania się młodych do nowych okoliczności.
Grzegorz Zając cieszy się z tego, że chłopcy mogli wykorzystać umiejętności, jakie zdobyli podczas zajęć warsztatowych. Co ważne, przygoda we Wleniu nie musi skończyć się na jednej wizycie. Oczyszczony i przygotowany do dalszych prac budynek spokojnie może czekać na nową grupę, która za rok zajmie się wprawianiem okien, montowaniem regipsow czy tynkowaniem.
Prostota – rzeczy mają swoje imię
Kiedy wychowawcy pracowali ramię w ramię z wychowankami, ci drudzy po raz pierwszy mogli czuć się partnerami we wspólnym dziele. Gdy po skończonej pracy wszyscy spotykali się na obiedzie przy jednym stole, czuć było, jak z dnia na dzień rośnie duma z tego, co udało się wypracować. Wreszcie kiedy po dwóch tygodniach wracali do poprawczaka, rosło w nich obrzydzenie do tego miejsca. – Nas nie powinno tutaj być – myśleli. – To miejsce jest nieprawdziwe, życie jest o wiele bardziej pociągające i sensowne, wystarczy uszanować jego reguły.
– Ale czad! – wykrzykiwała s. Michalina, gdy po raz pierwszy zaledwie po dwóch dniach od przyjazdu „poprawczaków” weszła do remontowanego domu. Potem tych okrzyków było coraz więcej. Było ich tak dużo, że zaskoczona porządkiem i ogromem wykonanej w ciągu dwóch tygodni pobytu pracy chodziła jak… zaczadzona. Przekonała się, a z nią bardzo wielu innych, że zamknięci za kratami młodzi ludzie mają w sobie ogromny potencjał dobra, życzliwości i szczerej serdeczności. Nie myliła się! Nie mogła się mylić, bo mijała ich na korytarzach, patrzyła, jak z zaangażowaniem pracują, słyszała ich serdeczny śmiech i odpowiadała na ich uprzejmość – zaskakiwali ją i prowokowali do zmiany stereotypów na swój temat. I jeszcze jedno: zmuszali wszystkich wkoło do opowiedzenia się po ich stronie. Co to znaczy? – m.in. minuty i godziny modlitwy, by ich życie nabrało rozpędu, by w ich życiu było coraz więcej miejsca na uczciwość i wielkoduszną bezinteresowność, ale też dumy z ciężko zarobionych pieniędzy, by na początku swego dorosłego życia spotkali innych Frankowiczów, Zająców czy Wiśniowskich, którzy już na wolności przekonają ich, że normalność może się udać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |