W sporej większości młode kobiety, które zachodzą w ciążę, boją się pracodawców.
Od pewnego czasu, ze sporym zaciekawieniem i jeszcze większym przerażeniem, śledzę w kilku tytułach sagę o złych ciężarnych. Ciężarnych, które, jak na grubego krwiopijcę przystało, wysysają soki witalne z pracodawców. Robią to na różne sposoby: przede wszystkim niecnie zachodząc w ciążę. Zajdzie taka pracodawcy na złość i już z nią kłopot! Udaje, że dźwigać nie może. Albo że stres jej szkodzi. Albo mówi, że w nocy pracować nie będzie! Bezczelnie brzuch pokazuje i myśli, że wszystko jej wolno. I w dodatku jak ją tylko troszkę zemdli, czy krzyż połaskocze, od razu biegnie do lekarza. A potem z zadowoloną miną L-4 do pracy przynosi. Więc pracodawca, człek biedny i strapiony, musi ludzi kolejnych zatrudniać, cięcia finansowe robić. A na sam koniec przez takie właśnie ciężarówki zapewne splajtuje. Co spowoduje niechybnie jeszcze większy kryzys gospodarczy. I upadek państwa. Gdybym nie była zagorzałym przeciwnikiem teorii spiskowych, stwierdziłabym ponad wszelką wątpliwość, że wyżej opisana saga to element antyrodzinnej i antykobiecej układanki. Układanki, która prowadzi do jeszcze większego niżu demograficznego, jeszcze większej niechęci i strachu przed macierzyństwem. Ale ponieważ zwolennikiem teorii spiskowych nie jestem, napiszę tylko jak prawda o ciężarnych, czyli kobietach w stanie błogosławionym, wygląda z mojej perspektywy. Mojej i ogromnej większości moich przyjaciółek i koleżanek. Otóż w sporej, niestety, większości młode kobiety, które zachodzą w ciążę, boją się pracodawców. Boją się często nawet powiedzieć o swoim odmiennym stanie. Wiele z nich ukrywa ten fakt tak długo, jak się da. Inne, zamiast cieszyć się macierzyństwem, obawiają się, jak to będzie po odchowaniu dziecka. Czy nie będą musiały szukać nowej posady… A która kobieta w ciąży idzie na L-4? Odpowiedź jest prosta (choć pewnie i naciągaczki są wśród nas): idzie na zwolnienie ta, która naprawdę musi. Na cztery własne ciąże, podczas dwóch pracowałam bez wytchnienia, choć nie zawsze było to proste. Przy dwóch zagrożonych ciążach, aby nie stracić dzieci, musiałam leżeć. I leżałam (dużo gorsze niż praca…). Niedawno musiałam przekonywać koleżankę w ciąży, której groził przedwczesny poród, by poszła na L-4. Dlaczego? Mówiła, że boi się być dla innych w firmie ciężarem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Proszę pamietać, że pracodawca oprócz pensji płąci pracownikowi za 26 dni roboczych urlopu + 2 dni opieki nad dzieckiem - a to już 1,5 miesiaca pełnych kosztów (z ZUS itp) bez pracownika w firmie. Do tego dochodzi 33 dni wynagrodzenia za czas choroby, które też opłaca pracodawca czyli już mamy 2,5 miesiaca kosztów, podczas których parcownik nie wnosi do firmy nic. Duzy pracodawca pewnie sobie poradzi, bo ten problem u niego statystycznie się rozkłada i oznacza np 3-5 % stanu zatrudnienia. W małej firmie zatrudniajacej do 5 pracowników (a tych jest najwiecej) oznacza utratę np 30% pracowników. I nikogo nie interesuje, skad pracodawca weźmie pieniadze na wypłaty.
I jeszcze smaczek na koniec - zatrudniam 3 pracowników. 1 z pracownic zaszła w ciażę i poszła na zwolnienie. Już po 2 tygodniach miałam kontrolę z ZUS i groźbę, że jak tylko uda im się coś znaleźć, to skierują sprawę do sądu i ja będe musiała zwrócić cały zasiłek wypłacony pracownikowi. Na szczescie nic nie znaleźli (wystarczyłoby podejrzenie) ale stres był ogromny - i tony wyjasnień.
Czy ja jako pracodawca boję się pracownika w ciaży? Tak boję się. Nie dlatego, zę jestem złym człowiekioem bez serca, ale dlatego, że nie jestem w stanie sobie na niego pozwolić. Gdyby dzisiaj druga pracownica zaszła w ciazę musiałabym zlikwidować działalność.
Pracodawcy nie wolno pytać, czy kobieta jest w ciazy (to oczywiste), ale wg ZUSU zatrudnienie ciężarnej jest niemal przestępstwem.
Cytat z wyroku w sprawie którą ZUS skierował przeciwko pracodawcy, który zatrudnił kobietę w ciaży:
SN uznał, że co prawda prawo nie zabrania zawarcia umowy o pracę w celu osiągnięcia świadczeń z ubezpieczenia społecznego, ale jest to zachowanie naganne i nie może być akceptowane. Jako że taka umowa o pracę jest sprzeczna z zasadami współżycia społecznego, należy uznać ja za nieważną.
Dziwicie sie jeszcze że pracodawcy boją sie ciężarnych? Zwłaszcza jak nie są tak duzi by zatrudniać dział prawny i personalny?