Recykling

Niewidoczni dla pędzącego tłumu – istnieją. Ignorowani przez porządnych i statecznych – żyją. I są szczęśliwi.

Bez łączności

Z takimi jak oni spotykają się tylko przelotnie. – Nie wiem, ilu nas może być – mówi Jurek. Obaj stronią od swojego środowiska. Świadomie. – To taka patologia – krzywią się. Tylko srogie zimy potrafią wyrwać ich z altanki i zagnać do przytuliska. Wtedy zaciskają zęby i wbijają się w śmierdzący tłumek. Zapijaczonych, rzygających i nieprzytomnych. – Oni nie szanują życia, a ono jest przecież tylko jedno – zauważa Krzysiek. Głupia Boguśka. Ta to ma narąbane we łbie. Tylko seksu jej się chce. Podejdzie do ciebie i zaraz się klei. Syfem zaraża pewnie. Od takiej z dala, komu życie miłe. Pokręcony Franek. Przerąbane życie. Ma pięć stów renty. Kiedy wychodzi z poczty, od razu całość idzie w ręce mafii meliniarzy. Ci dają na krechę tylko tym z pieniędzmi. Dają tyle, żeby wydoić z nich całą kasę. A doją szybko, bo pół litra kosztuje u nich dwa razy więcej niż w Biedronce. A jak się jaki oprze, to tak będą za nim jeździć, żeby go w końcu skusić. Władek, świętej pamięci. Tylko o nim słyszeli. Znaleźli go zamarzniętego minionej zimy. Siedziała taka oszroniona bryłka człowieka. A przed nim niedopita butelka piwa. Elka. Potrafi wypić wszystko, co choć trochę przypomina alkohol. Jak widzi Krzyśka, gdy ten kupuje nalewkę za cztery złote, to stuka się w głowę i wyzywa go od idiotów i pogrzańców. Bo za cztery złote to ona ma litr denaturatu. Wiesiek wisielec. Jak przyszedł do Jurka pożyczyć smycz Hektora, to Jurek był pewien, że żartuje. Od razu powiedział, że idzie się wieszać. Nachalny był. Ale jak Jurek zobaczył obłęd w oczach, to wiedział, że jego koniec jest bliski. Jak nie na smyczy Hektora, to na czymś innym zawiśnie. To lepiej na „czymś innym”. Smyczy nie dał. Wiesiek i tak skończył ze sobą. Tylko jakoś tak mało elegancko. Bo źle się powiesił i dopiero po miesiącu, już w wariatkowie, skonał.

Sąsiad

Słuchasz tych wszystkich historii i nadziwić się nie możesz, że to dzieje się tuż obok. Za ścianą, za płotem, na tej samej ulicy, w podwórku. Co wiesz o życiu? Bo to też jest życie. Ważne, potrzebne, z przyszłością. Nie wierzysz? Więc co? Do odstrzału? Tak? Głupią Boguśkę z syfilisem, Franka alkoholika, Elkę denaturatową? Wiesiek i Władek przytaknęli. Do odstrzału. Zrobili to. Zdecydowali.

Sięgnąć w głąb

Mają swoją trasę. Wychodzą z altanki o piątej. – Bo już kości bolą od tego leżenia – wyjaśnia Jurek. Spać kładą się z kurami. Zaraz po zmierzchu, nawet o ósmej i wcześniej. Szkoda świeczek palić po nocy. Rano jest też po prostu bezpieczniej. Wiedzą, co mówią, bo już nie raz byli napadani przez wyrostków, którzy robią z sobie z nich worki treningowe albo rabują im złom, który wydobyli ze śmietników. Tak, tak – w śmietnikach jest sporo pieniędzy. Jurek swoim hakiem wydobywa worki, a potem je przeglądają. Wiadomo: butelki, żelastwo, puszki i metale kolorowe to kilka złotych za kilogram. Poza tym jest sporo dobrych ciuchów. – Mamy już stałe odbiorczynie. Taki z nas ruchomy lumpeks – cieszą się. Firanki, sweterki, bluzki, buty – czasami trzeba to i owo odświeżyć, wtedy korzystają z pralni pomocy społecznej. Mają dobrą markę, więc grosz zawsze jakiś wpadnie. Ekolodzy. Ale pieniądze nie są im za bardzo potrzebne. – Nie płacę czynszu ani rachunków. Nie mam samochodu – wylicza Jurek. – No to pieniądze idą na tytoń, papierosy i alkohol, ale z umiarem – podkreśla. Jedzenie? Czasami trzeba coś kupić, ale sporo jest na śmietnikach. Dobre. – Na przykład w niedzielę zawsze ktoś w reklamówce zostawia porcję rosołową. My się najemy i jeszcze psom zostaje – wyjawia Krzysiek. – No, wiesza na śmietniku. Z chlebem też tak robią. To jest dobre, bo nie miesza się z innymi śmieciami i się nie marnuje – dodaje.

Esteta

Jedzenie ze śmietnika. Co cię uderzyło? To, że są ludzie, którzy potrafią zjeść kurczaka z twojego obiadu, czy to, że aż tyle jedzenia ląduje w kubłach? Brzydzisz się na samą myśl takiego posiłku. Odwiedź ich w altance, wpadnij na kolację, ugoszczą cię na pewno. Smacznego.

Pościel sobie

Bartek miał na imię Bąbel. Miał 10 miesięcy, gdy trafił na Jurka (to było siedem lat temu). A było to tak: pierwszy właściciel Bartka vel Bąbla miał na imię Marek i był synem znajomej babci. I bardzo pił, i miał sadystyczne ciągoty. Wyżywał się na szczeniaku. Jurka serce bolało, więc gdy Marek trafił do więzienia, to od razu postanowił psu wynagrodzić pieskie życie. Teraz Bartek jest szczęśliwy. Waży dziewięć i pół kilo. Hektor jest z ogłoszenia. 18 stycznia napatoczyli się na siebie i nie wiedzieli, jak o sobie zapomnieć. Właściwie to napatoczyli się potem, bo najpierw w zoologicznym było po prostu zdjęcie. Taka śliczna mordka. No więc zostali ze sobą. Psiak ma sześć lat i waży całe siedemnaście kilo. – Jest nas czterech – mówi Krzysiek i zbiera myśli do podsumowania. – Żaden z nas nie ma żalu do drugiego ani do siebie, ani tym bardziej do Boga. On dał nam rozum i wolną wolę. – Mamy co mamy – jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz – wtrąca Jurek. – Marzenia zostają. Dlatego gramy w totka – podejmuje znowu Krzysiek. – Niech będzie choćby 100 tysięcy. Co bym zrobił… kupiłbym mieszkanko, pokój z kuchnią, Jurek spłaciłby alimenty i ruszylibyśmy w świat. Dookoła świata. Bo dom może być naprawdę wszędzie – milknie. Szturcha go Jurek: – Zapomniałeś o psach. One idą z nami. Bez nich to my nawet do schroniska nie pójdziemy na zimę. Nie ma miejsca dla nich, no to i dla nas nie ma.

Przechodzień

Praca, praca, praca i zawał – myślisz sobie. A oni potrafią inaczej. Tak bardzo inaczej, że nie do ogarnięcia. Znają inny niż ty przepis na szczęście. A skoro już wiesz, co mieli w rękach – pożegnaj się. Wyciągnij dłoń. Na zgodę.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg