Tu nie ma pobudki o 6 rano ani sztywnego planu dnia. – Sami sprzątamy, robimy zakupy, robimy śniadania i kolacje. I w ogóle to jest super! – przekonują dzieci, które we wrześniu przeprowadziły się do mieszkania przy ul. św. Gertrudy 2.
Dawniej mieszkały w domu dziecka przy ul. Naczelnej, jednak życie w takiej placówce nie uczy samodzielności i nie przygotowuje do wejścia w dorosłość. – Przekształcanie tradycyjnych domów dziecka w tzw. placówki opiekuńczo-wychowawcze typu socjalizacyjnego zaczęło się w Krakowie już w 2000 r., gdy od miasta udało się zdobyć pierwsze mieszkanie przy ul. Zyblikiewicza 5. Zamieszkało w nim 12 dzieci, przeniesionych z domu dziecka przy ul. Krupniczej 38 (mieliśmy tam wtedy aż 81 wychowanków) – opowiada Anna Czarnik, dyrektor Centrum Administracyjnego nr 1 (do niedawna Dom Dziecka nr 1), w ramach którego działa już pięć grup mieszkaniowych.
– Nie udałoby się to bez pomysłowości i determinacji dyrekcji centrum oraz bez przychylności władz miasta, które na taką działalność przeznaczają kolejne lokale. Oprócz mieszkania przy ul. Zyblikiewicza dostaliśmy także lokale przy ul. Sobieskiego 10, Piłsudskiego 9, św. Teresy 16 i – ostatni – przy ul. św. Gertrudy 2. Chcemy, aby w przyszłości takich grup dla maksimum 14 dzieci było jeszcze więcej – mówi Marta Chechelska-Dziepak, rzecznik krakowskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
Kameralnie i rodzinnie
W wysokim, jasnym, przestronnym (bo liczącym ponad 200 mkw.) i przytulnym mieszkaniu w kamienicy przy ul. św. Gertrudy życie aż tętni. Z pięknie urządzonej kuchni dochodzi zapach obiadu, kilkoro dzieci w swoich pokojach kończy jeszcze odrabianie lekcji (bo nauka i dbanie o to, by w szkole nie było problemów, to podstawa), dwie dziewczynki pod okiem instruktorki muzyki Ireny Latały śpiewają piosenki zespołu Blue Café, a mały Oli (czyli 7-letni Oliwier) w skupieniu myśli, jak wygrać mecz (grę planszową „Euro 2012”). Nieco starszy Paweł gra na kompu- terze, z kolei rodzeństwo Angelika i Tomek ze śmiechem rzu- cają w siebie poduszkami zdobiącymi kanapy w salonie. A salon (pełen książek i kwiatów) oraz wszystkie inne pomieszczenia aż lśnią. – Tak jest zawsze, nie tylko wtedy, gdy mają przyjść goście. Chcemy, żeby tu było ładnie i czysto, po domowemu – przekonuje 16-letnia Ewa. – We wszystkich grupach mieszkaniowych łatwo zauważyć, że kameralna atmosfera sprawia, iż dzieci stają się bardziej otwarte i samodzielne, zaczynają wierzyć w swoje możliwości, a pełniąc różne dyżury: kucharza, gospodarza (który np. wita gości), porządkowego czy zaopatrzeniowca, czują się odpowiedzialne za siebie nawzajem i za to, co tu mają. Identyfikują się z tym miejscem i nie wstydzą się już, że „są z domu dziecka”. Zniknęła etykietka, bo nie mamy nawet szyldu. Najważniejsze jest to, by dzieci uczyły się życia i tego, jak sobie radzić z różnymi problemami. Bo tu ma być rodzinnie – zaznacza A. Czarnik. A że czasem zdarzają się też konflikty i do akcji musi wkroczyć wychowawczyni? To normalna część codzienności, a gra w piłkę w pokoju, czego domagali się starsi chłopcy, dobrym pomysłem na pewno nie jest.
Najważniejsze życzenie
– Każdego dnia wychowawczynie (opiekujące się dziećmi przez całą dobę, na 12-godzinnych dyżurach) starają się dużo rozmawiać z podopiecznymi, a co najmniej raz w tygodniu zwołujemy w salonie małą domową naradę. Każdy mówi wtedy, co mu leży na sercu, co jest dobrze, a nad czym trzeba jeszcze popracować. Ważną częścią dnia jest kolacja, którą razem przygotowujemy – opowiada Beata Mitana, jedna z czterech wychowawczyń grupy.
– Obiady gotuje nam pani kucharka, ale wieczorem możemy zrobić to, co najbardziej lubimy: frytki, sałatki, różne zapiekanki, spaghetti, naleśniki. W weekend upiekliśmy nawet pizzę, była pyszna! – wspomina Ewa, a mały Tomek dodaje rezolutnie, że z żywności mogą kupować to, na co mają ochotę. Trzeba tylko najpierw to wspólnie ustalić, a ze sklepu przynieść faktury, żeby wszystkie wydatki się zgadzały. Budżet każdej z grup jest bowiem planowany na cały rok i zatwierdzany przez miasto. Musi w nim wystarczyć pieniędzy na jedzenie, ubrania, przybory szkolne, wyjścia do kina, wycieczki, środki czystości. – Budżet jest podstawą, ale ogromną rolę odgrywają też sponsorzy. To dzięki ich pomocy nie tylko powstały grupy mieszkaniowe, ale także możemy zorganizować różne atrakcje – podkreśla Anna Czarnik i zaprasza do współpracy kolejne firmy. Lions Club Stare Miasto wyłożył na remont mieszkania, Ikea wyposażyła kuchnię i zafundowała nową w mieszkaniu na Zyblikiewicza, Tauron Wrocław wyposażył pokoje dzieci, a Elektrownia „Kraków” i Tauron Kraków udzieliły wsparcia finansowego. Podziękowania należą się także restauracji „Wierzynek”, która – podobnie jak rok temu – zaprasza wszystkich na uroczystą przedwigilijną kolację. Będą świąteczne potrawy, kolędy i jasełka, które dzieci przygotowują już pod okiem aktora Roberta Wyroda. Nie zabraknie też choinki, prezentów i życzeń. Choć w zasadzie to jedno jest najważniejsze – by powrót do domu rodzinnego, już na stałe, a nie tylko na święta, jak najszybciej był możliwy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |