Dziecko to nie produkt

Antoni, Jan i Teodor. Według lekarzy nie mieli szans, by się narodzić. Stało się inaczej, bo ich rodzice zaufali instruktorom naprotechnologii.

– Karta obserwacji modelu Creighton daje także dobre efekty, gdy mąż ma problem z jakością nasienia – przekonuje dr Wesołowska. Równie ważny jest fakt, że w przypadku napro obie strony czują się zaangażowane tak samo mocno w działanie, co scala związek. W przypadku in vitro bardzo często dochodzi do sytuacji, gdy mężczyzna czuje się odstawiony na boczny tor, a żona więcej czasu spędza z lekarzem. – Przez półtora roku terapii napro odwiedziliśmy przychodnię w Skoczowie co najmniej 50 razy. Ten okres był dla nas budujący, a nawet w jakiś sposób lubiany. Właśnie dzięki temu obowiązkowi mieliśmy dodatkowy czas dla siebie: na obiad, rozmowy i inne drobne przyjemności – wspomina Przemysław Gola, tata Jasia. Jak przyznaje Jacek Bosek, napro jest przyjazne dla mężczyzn jeszcze z innego powodu. – Mój bardzo ścisły umysł stwierdził, że coś w tym jest. To wszystko wydało mi się bardzo poukładane. Stwierdziliśmy, że nie mamy nic do stracenia – opisuje swoje pierwsze spotkanie z tą metodą.

Modlitwa i zaufanie

Wielu małżonków przyznaje, że do instruktorów napro trafili zdruzgotani diagnozą wydaną przez lekarzy. Są także pary, które wcześniej próbowały in vitro. – W naszym przypadku in vitro w ogóle nie wchodziło w rachubę. Pragnienie posiadania dziecka nie było tak silne, by zagłuszyć wyrzuty sumienia związane z „nadprogramowymi” zarodkami, które są efektem tej metody – mówi Łukasz Bober. Wiele daje także modlitwa i zaufanie Bogu – przekonują zgodnie wszystkie pary małżeńskie. – Bóg jest dawcą życia i tego trzeba się trzymać. Nie dać sobie niczego wmówić, wbrew mediom, wszelkim opiniom – przekonuje Marta Bober. – Myślę, że to przekonanie, że Teoś jest darem Boga, pomogło mi przetrwać, kiedy w pierwszych tygodniach zachorował na sepsę. Wiedziałam wtedy, że z tego wyjdziemy. Nie wiem, czy miałabym w sobie taką pewność, gdyby on urodził się dzięki in vitro. Choć z mężem od początku byli przekonani do napro, przyznają, że zdarzyły im się chwile zwątpienia. Także wtedy nieoceniona okazała się pomoc instruktora.

– To nieprawda, że naprotechnologia to staroświecka metoda. Już pierwsza sesja dostarczyła nam wiele wiedzy. Nawet takiej podstawowej, której powinniśmy się uczyć na lekcjach biologii w szkole. Lekarz naprotechnolog dr Adam Kuźnik był pierwszym, któremu potrafiliśmy całkowicie zaufać. On pokazał nam, że czas obserwacji nie jest czasem straconym, że nie ma sensu działać na chybił trafił. On też podkreślał, że wina nie leży po stronie męża czy żony. To małżeństwo razem ma problem z płodnością – mówi M. Bober. Napro to metoda nowa w Polsce – pierwsi instruktorzy zaczęli pracę miniej więcej cztery lata temu. Nadal jest ich niewielu. By propagować wiedzę na ten temat, studenci Wydziału Teologicznego UŚ zorganizowali konferencję popularnonaukową. Podczas niej wielu zainteresowanych pytało o powody słabego, w porówaniu do in vitro, rozpropagowania informacji i małej grupy lekarzy zorientowanych w temacie. – Nie chcemy, by była to metoda, na którą lekarze będą się decydować ze względów finansowych, będą ją traktować jako kolejne źródło dochodu. Ginekolog, który chce być instruktorem napro, musi zadeklarować, że nie przepisuje środków antykoncepcyjncych, nie będzie kierował na aborcję ani in vitro. I te obostrzenia zniechęcają wielu – zauważyła dr Wesołowska.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg