Oczy na zapałkach. Królestwo za odrobinę snu. Koszmar, który nie śnił się bezdzietnym… Drodzy rodzice niemowląt: i to kiedyś mija.
Na zdjęciu dwumiesięczny Julek. Ryczy. Ryczy. Ryczy… Dlaczego? Do dziś nie wiem. O takim ryku przesłodkie pisma dla przyszłych mamuś milczą. Lub też piszą oględnie, delikatnie, nieco tak teoretycznie. Chyba żeby nie przestraszyć. Poza tym nikt nie ma aż takich umiejętności redaktorsko- -literackich, by odpowiednie dać rykowi słowo. Godzina 20. Początek cowieczornego koszmaru. Najpierw rytualna kąpiel. Wszystko jak w mądrych książkach napisali i jak nauczyli na szkołach rodzenia czy innych przybytkach niemowlęcej mądrości. Dziecię radosne nawet, chlapie na całą łazienkę i guga. Potem kremowanie, ubieranie, karmienie. I usypianie. Swoją drogą – mocno dwuznacznie się owa czynność nazywa. Teoretycznie dziecię powinno odlecieć, czytaj: zasnąć. W praktyce odlatuje na minut 15. Tak, żeby rodzic miał czas na sam na sam w toalecie. I ryk! Długi, przeciągły, rozkazujący. Że co? Sucho masz? Kolkę masz? Co masz? Ręce taty lub mamy. Teraz jest fajnie. Można nawet drzemnąć. Znów piętnaście minut ciszy. Potem (znów) ryk. Przeplatanka niemowlęco-rodzicielskiej nocy. Coś koło północy następują dwie godziny względnego snu również dla rodziców. A co, dziecko ma gest. Potem powrót do wrzeszczącej rzeczywistości. Bo tym razem, coś koło drugiej, dziecię i mokro ma, i głodne, i wściekłe z obu powyższych powodów. Pozytyw: przynajmniej ryczy nie bez przyczyny… Godzina piąta. Niemowlęce oczy, wesoło: Mamusiu! Wyspałem się! Gdyby komuś z Państwa przyszło do głowy wysyłać mi dobre rady na przesypianie nocy przez niemowlę, informuję, że ja już nie w temacie. Swoje (razy cztery) przeszłam. I w dwóch przypadkach nie pomagało nic: ani spanie razem, ani diety, ani rytuały wieczorne, ani karmienie piersią, ani mądre książki. No nic. Tylko zapałki na nocne wyjce pomagały. Wkładane potem, w dzień, między rodzicielskie źrenice. Bo jakoś funkcjonować trzeba. Tym młodym rodzicom, którzy właśnie etap ryków przechodzą, a są coraz mocniej sfrustrowani czy też mają już bezsenną depresję, oznajmiam: to mija! A mój Julek, najgłośniej wyjące niemowlę stulecia, non stop ryczący i nieśpiący do drugiego roku życia, dziś jest 9-letnim, twardym facetem. Który nie zapłacze nawet wtedy, gdy dostanie od kolegi w nos (może szkoda…). Zatem: głowa do góry, (tona) zapałek w dłoń. Za lat kilka będziecie przeglądać fotki waszych Julków, Bartków, Natalek i innych wyjców. Bez zapałek, ale z chusteczką…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |