Kamienne gody

Paulina i Konrad Pikosowie pobrali się 70 lat temu. Nie licząc trzech lat wojny, kiedy mąż został siłą wcielony do Wehrmachtu, są ze sobą bez przerwy.

Ładny Hut

Gdy razem szli do kościoła, pomyślała, że musi się uspokoić. Zwolniła kroku i przypatrzyła się Konradowi, którego znała zaledwie od godziny. – Byłam niezwykle pedantyczna, więc patrzyłam, czy on jest w porządku albo czy nie jest czasem jakimś Halunke (niem. łajdak). Jeśli będzie Halunke, to zaraz się zgubię – zaplanowała pani Paulina. Zauważyła, że spodnie Konrada są wyprasowane „na kant”, koszula czysta, włosy ładnie ostrzyżone, a na głowie ładny Hut (niem. kapelusz) – słowem: żaden Halunke. Przy pożegnaniu Konrad niespodziewanie zapytał, czy w następną niedzielę może ją odwiedzić w Chorzowie. Ponieważ Paulina nigdy nie lubiła spacerowania po mieście, od razu zaproponowała, że pójdą na obiad do jej rodziców. Konrad chętnie się zgodził. Gdy ten dzień nastąpił, po odprowadzeniu Konrada do pociągu Paulina wróciła do domu. Rodzice dalej siedzieli przy stole.

– Usiądź obok nas, musimy porozmawiać – zagadnęła mama. – Powiedziała, że „nie jest to człowiek do robienia za błazna”. A ty jeszcze lubisz z koleżankami grać w piłkę. Bo lubiłam – wspomina pani Paulina i dodaje, że Konrad od razu spodobał się przyszłym teściom, a jego rodzice bardzo polubili Paulinę. Dziesięć miesięcy później, 3 marca 1943 roku, odbył się w ich ślub w kościele św. Marii Magdaleny w Chorzowie. Mszy przewodniczył ks. Sylwester Oszek. Bez organisty, bo w dzień ślubu rano dostał natychmiastowe wezwanie na front. Do ślubu doszło także z tego powodu, że nadarzyła się okazja kupienia zakładu fryzjerskiego, a Paulina nie miała uprawnień mistrzowskich. Właściciel zakładu, Piotrowski, zginął na wojnie, a jego żona nie mogła go prowadzić, ponieważ sama nie była fryzjerką. Zakład nabył na siebie Konrad Pikos, a na jego kupno złożyli się wspólnie. Ona zajmowała się fryzjerstwem damskim, on strzygł mężczyzn.

Won stąd!

Dwa miesiące po ślubie do Konrada Pikosa przyszedł niemiecki żandarm. Powiedział, że tego samego dnia do 20.00 ma zameldować się w koszarach w Kłodzku, bo został wezwany do Wehrmachtu. – Na to, by się spakować i pożegnać z żoną, miałem zaledwie półtorej godziny – wspomina pan Konrad. Został skierowany na front francuski. Dwa razy był na przepustce i zawsze przyrzekał, że wróci, a ona ma na niego czekać. Jednak pewnego razu do pani Pauliny przestały przychodzić listy. We wrześniu 1944 roku przyszło zawiadomienie na różowym papierze, że mąż poległ albo zaginął i nie ma o nim żadnych wieści.

Pani Paulina nie wierzyła, że zginął, bo przyrzekał, że wróci. Konrad Pikos dostał się do amerykańskiej niewoli i został wywieziony do Stanów Zjednoczonych. Jako jeniec był w Nowym Jorku i w ogromnym obozie w Tennessee, gdzie był operowany na nogę, w którą został ranny na froncie. Gdyby nie interwencja lekarzy, mógłby ją stracić, a tak kończyna jest do dziś, tylko krótsza o 5 cm. W lutym 1946 roku ktoś w zakładzie otworzył drzwi. Ponieważ zawiało chłodem, Paulina poszła je zamknąć. – W progu zauważyłam jednak but. Gdy podniosłam głowę, zobaczyłam męża. Był nie do poznania, chory, kulawy, wychudzony – wspomina.

W powojennej rzeczywistości razem zaczęli życie od nowa. Dalej prowadzili zakład, który cieszył się uznaniem mieszkańców. Jednak na zebraniu rzemieślników w 1946 roku, a było ponad 100 osób, podszedł do nich prezes i powiedział: „Proszę opuścić salę, won stąd. Mąż pani jest na Volksliście i będziecie wysiedleni”. Nie było to prawdą, ale od tego czasu Konrad Pikos przez całe życie nie odwiedził żadnego państwowego urzędu. – Byłem uczciwym człowiekiem, nigdy nikomu nie zrobiłem nic złego, a zostałem potraktowany jak zbrodniarz – opowiada.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg