Po co nam wolna niedziela? W dzisiejszej prasie kolejna garść argumentów.
W dzisiejszej prasie powraca temat wolnych niedziel. Jak zwykle sporo na ten temat pisze Gazeta Wyborcza, podejmuje go także Dziennik Zachodni. Po co nam wolny dzień? Ciekawy argument wysuwa Jacek Żakowski: po to, by myśleć. A dokładnie chodzi o tych, którym brak „innego dnia” i którym niedzielne „zakupy jak co dzień” odbierają rytm dni i dają pretekst, by nie myśleć, nie rozmawiać, nie czytać, nie zaglądać pod powierzchnię życia. Owszem, myślenie szkodzi konsumpcji. Wybór należy do nas.
W Dzienniku Zachodnim pada stwierdzenie, że w tej dyskusji kobiety (kupujące) stają przeciw kobietom (sprzedającym). O tym, że tak nie jest, przekonują jednak same kobiety. „Staję na głowie, żeby w niedzielę nie robić zakupów. Szkoda mi czasu” – mówi Małgorzata Napieralska, żona Grzegorza Napieralskiego. Wypowiedź po (mężowskiej?) autoryzacji została nieco złagodzona. Posłanka Elżbieta Jakubiak unika hipermarketów jak ognia i zakaz wykorzystałaby do wzmocnienia pozycji małych wiejskich sklepików „z mydłem i powidłem”. Posłanka Dorota Arciszewska-Mielewczyk zauważa, że społeczne konsekwencje utrzymania dotychczasowego systemu są przerażające – dochodzi do stopniowego zwyrodnienia rodzin. Dziennikarzowi nie udało się uzyskać odpowiedzi żon Donalda Tuska, Leszka Millera, Grzegorza Schetyny, Janusza Palikota, Ryszarda Kalisza i Johna Godsona.
Jak widać, kobiety zauważają jedną prawidłowość: rodzinie szkodzi nie tylko niedzielna praca matki, ale także zakupy. To marnowanie czasu, który można by spędzić razem. Warto przemyśleć.
O traktowaniu pracowników jak siły roboczej („Rzeczpospolita”) więcej w komentarzu.
Informacja warta zauważenia w „Dzienniku Zachodnim”. Minęło 59 lat od pierwszych rekolekcji oazowych w babieli koło Miasteczka Śląskiego. W sobotę (8 czerwca) w Babieli zebrało się kilkuset oazowiczów. Czas pokazał, że ks. Blachnicki był wizjonerem, a zainicjowany przez niego Ruch Światło-Życie jest znany chyba każdemu mieszkańcowi naszego regionu i kraju. – czytam w artykule. Warto pamiętać. Nie tylko po to, by wmurować odpowiednią tablicę, ale by ożywić to, co ruch oazowy zasiał w wielu z nas. W końcu w przyszłym roku minie 60 lat J
W Naszym Dzienniku relacja z konferencji Ludzka seksualność - piękno czy zagrożenie?, która w sobotę 8 czerwca odbyła się na UKSW. Relacja z tego wydarzenia pojawiła się już na portalu, warto ją może uzupełnić o zastrzeżenia, jakie do działalności Grupy edukatorów seksualnych „Ponton” zgłosiła prof. Maria Ryś. Wyjaśniała ona, że w praktyce do szkół przychodzą nie tylko doświadczeni pedagodzy lub nauczycielki z długoletnim stażem w nauczaniu wychowania do życia w rodzinie (jak być powinno), ale także młodzi wolontariusze po krótkim przeszkoleniu. Lekcje te stają się dla wielu osób źródłem bardzo poważnego zranienia w sferze seksualnej – dodała.
Rodzice o tym nie wiedzą – mówiła prof. Ryś. Nie znają także zakresu poruszanej na zajęciach z edukatorami tematyki. Warto powtarzać: rodzice mają nie tylko prawo, ale i obowiązek zapoznania się z materiałami serwowanymi dzieciom. Powinni się tego domagać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.